20 lipca 2015

Pogańskie pielgrzymki cz.1 – kurhany Ynglingów.



Frey przejął królestwo po Njordzie i był nazywany drotem przez Szwedów, którzy płacili dla niego podatki. Frey był tak jak ojciec szczęśliwy w przyjaźniach i polowaniach. Frey wybudował wielką świątynię w Upsali, uczynił tam swą siedzibę jako wodza i dał świątyni wszystkie podatki, kraje i dobra. Od tego czasu po dziś dzień Upsala jest stolicą. W tym czasie rozpoczął się pokój Frodego, a w całym kraju zbierano dobre plony, co Szwedzi przypisywali Freyowi, który był bardziej czczony niż inni bogowie. Ludzie znacznie się wzbogacili w tych dniach dzięki pokojowi i dobrym zbiorom. Żoną Freya była Gerd, córka Gymisa, a ich syna nazywano Fjolne. Frey był nazywany drugim imieniem Yngwe, które to imię uważano za imię honorowe, tak że jego potomkowie zostali nazwani Ynglingerami. Frey zachorował, a gdy choroba objęła jego ramię, jego ludzie przedsięwzięli plan. Wznieśli wielki kopiec, w którym umieścili drzwi z trzema dziurami. Gdy Frey umarł pochowali go w grobowcu, lecz przez trzy lata utrzymywali jego śmierć w tajemnicy przed Szwedami. Wszystkie podatki wrzucano do grobowca, przez jedną dziurę złote, przez drugą srebrne, a przez trzecią miedziane monety. Pokój i dobre zbiory utrzymywały się. 

Saga o Ynglingach


Świątynia w Gamla Uppsala - Carl Larsson "Midvinterblot"

Od kilku lat planowaliśmy cykl wypraw do różnych „asatryjskich” miejsc, ważnych dla nas z historycznego czy religijnego punktu widzenia. Wreszcie udało nam się zacząć w tym roku od wizyty w Gamla Uppsala, gdzie pojechaliśmy we trójkę na początku lipca z moją żoną Leną i moim przyjacielem.

Gamla Uppsala jak nie trudno zgadnąć znajduje się tuż koło Uppsali, czyli raptem godzinę drogi na północ od Sztokholmu, gdzie warto zacząć zwiedzanie tego kawałka Szwecji. Do Sztokholmu dostać się z Polski łatwo, z większości lotnisk lata tam Ryanair albo Wizz Air i kupując bilet odpowiednio wcześniej można polecieć w obie strony płacąc niewiele. U nas wyszło bardziej spontanicznie, bo wyjazd z powodów zawodowych przekładaliśmy już dwukrotnie, ale i tak udało nam się znaleźć w miarę sensowne cenowo połączenie. Letnie ciuchy na szczęście są lekkie i nie zajmują wiele miejsca, więc jako sprawni turyści z wieloma latami "plecakowania" po Polsce na koncie uniknęliśmy też dodatkowych opłat za bagaż pakując się na 4 dni w bezpłatny bagaż podręczny.

 

Mimo tłumów turystów już sam Sztokholm jest fajnym celem letniej wycieczki, bo żeby obejrzeć pierwsze runiczne zabytki nie trzeba nawet ruszać się z Gamla Stan czyli sztokholmskiego Starego Miasta. Najbardziej chyba znany kamień z inskrypcją, zwany przez naukowców „Uppland Runic Inscription 53” jest wmurowany w ścianę jednego z budynków przy ulicy Prästgatan, dosłownie przecznicę od głównej ulicy handlowo-gastronomicznej tej dzielnicy i tuż za rogiem od naszej ulubionej kawiarni z gigantycznymi kanapkami z krabem (to z kolei tuż przy Akademii Szwedzkiej, w końcu nobliści też muszą jeść). Kamień pochodzi z XI wieku i jest rzeźbiony w stylu Urnes, a zachowana prawie w całości inskrypcja całkiem niemagicznie głosi „Thorsteinn ok Freygunnr thau ... stein eptir ... son sinn”  z czego, mimo brakujących fragmentów, łatwo można się zorientować, że wznieśli go Thorsteinn i Freygunnr ku pamięci swojego syna.

Muzea i inne historyczne atrakcje Sztokholmu zaliczyliśmy już przy okazji poprzedniej wizyty, więc jeden dzień snucia się po kawiarniach i sklepach z pamiątkami w zupełności nam wystarczył. Większość z nich sprzedaje zresztą samą chińszczyznę, koszulki z flagą Szwecji i plastikowe hełmy z rogami, więc jeśli widziało się jeden, to tak jakby widziało się wszystkie. Wyjątkiem jest „Handfaste the Viking Shop” przy Västerlånggatan gdzie jest trochę fajnej biżuterii wzorowanej na wykopaliskach, przedmioty dla rekonstruktorów (noże, rogi, wyroby z kości itp.) i inne pamiątki, jak zestawy do gry w Hnefatafl. Większość z tego można bez problemu znaleźć w warsztatach polskich rzemieślników i będzie to tańsze oraz lepiej zrobione (tu akurat oceniam na podstawie biżuterii), ale gdyby ktoś chciał sobie coś takiego przywieźć to zdecydowanie jest najlepszy adres, jaki znaleźliśmy (mają też sklep online, gdyby ktoś chciał spojrzeć na ofertę).

Kopce Królewskie, daleko z prawej Kopiec Thingów

Kolejny dzień poświęciliśmy w całości na wyprawę do Gamla Uppsala. Z głównego dworca kolejowego złapaliśmy dość szybki i wygodny pociąg podmiejski do Uppsali i po niecałej godzinie byliśmy na miejscu. Z Uppsali do Starej Uppsali można na upartego dojść piechotą (niecałe 5 km, więc godzinny spacer), dojechać miejskim autobusem albo wziąć taksówkę.  

Gamla Uppsala znajduje się na granicy przedmieść Uppsali, w otoczeniu niewielkich domów i podmiejskich pól i łąk. Mimo bliskości torów kolejowych miejsce jest ciche i nawet dla takich jak ja - nieczułych na energię miejsc, czakry i "kosmiczne linie energetyczne" - ma swoją specyficzną atmosferę, która udzieliła nam się bardzo szybko. Celowo wybraliśmy na wizytę środek tygodnia i godziny wczesnopopołudniowe, więc na miejscu było poza nami może z 10 osób, które szybko rozproszyły się po sporym terenie.

Opis Królewskich Kopców w Gamla Uppsala każdy zainteresowany tematem pewnie nie raz czytał, więc nie będę przynudzał kopiując informacje dostępne na wiki. Dla porządku przypomnę tylko, że mówimy o miejscu o bardzo bogatej historii, gdzie poza 3 głównymi kopcami datowanymi na czasy wędrówki ludów (konkretnie na przełom V i VI wieku) znaleziono ślady ponad 2000 mniejszych kurhanów (do dziś przetrwało ok. 250), z których najstarsze pochodzą jeszcze z epoki brązu. Poza cmentarzyskiem Gamla Uppsala to także siedziba władz i ważny ośrodek religijny, który swoją funkcję pełnił prawdopodobnie od III aż do początków XIII wieku. No i przez wiele wieków to właśnie tam Swionowie organizowali swoje wiosenne allthingi i świętowali Dísablót. 


Pierwsze kroki oczywiście skierowaliśmy do Kopców Królewskich, które obiega niezbyt długa trasa spacerowa. Trzy główne kurhany są ogrodzone niewielkim płotkiem, który niestety wielu ludzi ignoruje wspinając się na nie i wydeptując w soczystej i przyciętej trawie brzydkie łyse ścieżki. Prośba, żeby tego nie robić znajduje się zaraz przy muzeum na pierwszej tablicy informacyjnej, która zwraca uwagę na fakt, że deptane przez tysiące turystów kopce osypują się i szybciej niszczeją, ale jak widać na zdjęciach sporo ludzi to ignoruje. 


Korzystając z dobrej pogody spacerowaliśmy po okolicy przepatrując ją pod kątem ładnego ustronnego miejsca na blot. Zgodnie wybraliśmy piękny kawałek łąki pomiędzy kilkoma mniejszymi kurhanami kawałek za ogrodzonym terenem, ale z dobrym widokiem na cały obszar cmentarzyska i Kopce Królewskie. Blot był kameralny i niezbyt długi, ale piękna okolica, związane z tym miejscem legendy, jego historyczne oraz religijne znaczenie jak i towarzystwo bardzo bliskich mi ludzi sprawiły, że zapamiętam go na długo. Na zakończenie, zwyczajem zapoczątkowanym przez miejscowych członków i sympatyków Forn Sed zawiesiliśmy ofiary w pobliskim lasku i poszliśmy odwiedzić lokalne muzeum.


Po drodze do muzeum, na małej łące za kurhanami natknęliśmy się na bardzo specyficzny kamień. Pierwsza myśl: jak fajnie, że Forn Sed ustawiło tu piękny kamienny ołtarz, z którego mogą korzystać poganie. Niestety chwila googlania w celu potwierdzenia naszych domysłów pokazała, że nie mogliśmy mylić się bardziej. Kamień, oryginalnie pokryty dodatkowo literami, ustawiła tu w 1989 roku miejscowa parafia, żeby Jan Paweł II podczas swojej wizyty w Gamla Uppsala miał gdzie odprawić mszę polową. Cóż, widać kościół znajdujący się 100 metrów dalej nie był wystarczająco dobrym miejscem i trzeba było jeszcze wyraźniej zaznaczyć swoją obecność. Jak czytaliśmy później, miejscowa społeczność asatryjska odebrała ten gest podobnie do nas i długo myślała, jak na to zareagować. Ścierały się różne opcje i pomysły, w międzyczasie ”nieznani sprawcy” odłupali z kamienia napisy i podobno nawet próbowali go rozłupać na kawałki starą metodą przypisywaną Hannibalowi, polegającą na podgrzewaniu ogniem i polewaniu octem. Wreszcie w roku 2000 powstał plan, żeby zamiast niszczyć głaz i pielęgnować nienawiść do tego, co symbolizuje zrobić to samo, co zrobili ze Starą Uppsalą chrześcijanie, czyli po prostu przejąc znów to miejsce dla siebie i zacząć z niego korzystać. Efektem tego był pierwszy od 900 lat publiczny blot w Gamla Uppsala, od którego rozpoczęły się regularne święta organizowane w tym miejscu.

Blot Forn Sed w Gamla Uppsala - w tle widoczny sporny kamień
(zdjęcie ze strony Samfundet Forn Sed Sverige)

Muzeum jest niewielkie, ale zawiera kilka ciekawych dioram pokazujących wygląd okolicy kilkanaście wieków temu, gdy Uppsala leżała jeszcze nad morską zatoką oraz sporo niewielkich przedmiotów i fragmentów znalezionych podczas operacji rozkopywania 4 największych kopców w latach 1847 (Kopiec Wschodni), 1874 (Kopiec Zachodni), 1925 (Kopiec Centralny) oraz 1989 (Kopiec Thingów). Poza tym muzeum jest też prężnie działającym ośrodkiem edukacji szkolnej, co widać po ilości przestrzeni oddanej dzieciom w postaci wikińskiego kącika zabaw czy wystawy rysunków (czy ta część ekspozycji na zdjęciu poniżej tylko mi przypomina gąbkowe przedstawienia bogów z muzeum w Oslo, które część z Was miała okazję oglądać?). Spacery i emocje związane z wycieczką sprawiły, że szybko zrobiliśmy się głodni, więc po pobieżnym zerknięciu na ofertę muzealnego stoiska z pamiątkami na zakończenie wizyty w Starej Uppsali odwiedziliśmy pobliską restaurację Odinsborg i wchłonęliśmy pyszną rybę. 


Kolejnego dnia planowaliśmy jeszcze wycieczkę do Birki, czyli pozostałości ważnego w północnej Europie ośrodka wymiany handlowej z VIII – X wieku, ale niestety plany pokrzyżowała nam pogoda. Birka leży 35 km na zachód od Sztokholmu na niewielkiej wyspie na jeziorze Mälaren i jedyny sposób, aby się tam dostać z miasta to kilkugodzinna wycieczka łodzią. Niestety od samego rana strasznie lało i perspektywa spędzenia większości dnia na łodzi w deszczu skutecznie ostudziła nasz zapał. Ale nic straconego, mamy ważny powód żeby wybrać się do Sztokholmu jeszcze raz.

Plan naszych pogańskich pielgrzymek po świecie ma jeszcze kilka części (i cały czas wymyślamy nowe miejsca do odwiedzenia!), więc pewnie za jakiś czas pojawią się na blogu kolejne relacje z podróży. Ostatni wyjazd przekładaliśmy kilka razy, więc żeby nie zapeszać nie będę na razie zdradzał celu kolejnej wyprawy, ale jeśli wszystko się uda, to na pewno będzie o czym pisać.