Autor grafiki: Ewa Paczkowska |
Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, jak szybko
przemieszcza się Myśl? Nie warto tego roztrząsać. Myśl bywa
nieuchwytna.
Czy kiedyś bałeś się, że twoja Myśl już do ciebie nie wróci?
Że, raz wypuszczona w świat, nie znajdzie drogi do domu? Tak samo
jak możesz obawiać się utraty Pamięci?
Czy starałeś się przeniknąć Myślą najdalsze zakątki świata?
Ogarnąć wszystko to, czego twoje oko nie jest w stanie dojrzeć?
Przecież lubisz wiedzieć...
Jak wiele jesteś w stanie uczynić, by wiedzieć? Dla wiedzy samego
siebie potrafisz sobie samemu poświęcić. Dziewięć nocy na
drzewie wiatrem owiewanym, o którym nikt nie wie, z jakich korzeni
wyrasta – by wiedzieć.
Podrywałem się do pierwszego swego szaleńczego lotu, gdy spadałeś.
Kołowałem ponad koroną liści w rytm dziewięciu pieśni. Ja z
jednej strony, Pamięć – z drugiej, zataczaliśmy kręgi, mijając
się trzykrotnie przy każdym okrążeniu. Skrzydłami miarowo biłem
powietrze, a tobie słowa ze słów słowa stwarzały i czyny z
czynów stwarzały czyny.
Myśl – nieustanny proces poznawczy. Symbole, obrazy, frazy,
dźwięki… Ciąg pojęć. Relacje, powiązania.
Gdy uczyłeś się wnioskować i kojarzyć, moje czarne skrzydła
zyskiwały metaliczny poblask. Kiedy abstrahowałeś, uogólniałeś,
uściślałeś – one zwiększały rozpiętość.
Wiedziałeś już wszystko o tym, do czego Myśl może służyć.
Zacząłeś wypuszczać mnie każdego poranka wraz z Pamięcią,
byśmy wzlatywali wysoko i pędzili daleko. Nauczyłeś moje bystre
oczy postrzegania szczegółów. Pokazałeś, jak zauważać więcej,
rejestrować, zapisywać w mojej smukłej, czarnej głowie wszystko
to, co widzą oczy, co odbierają zmysły.
Każdego dnia, o wschodzie słońca rozpościeram szeroko skrzydła i
wzbijam się w powietrze. Wciąż od nowa przemierzam przestrzeń
wokół wszystkich dziewięciu światów. Kołuję nad polami i
lasami Midgardu, zmagam się z mroźnym tchnieniem Jotunheimu i mknę
w dzikim pędzie, by gorący powiew Muspelu nie spopielił moich
skrzydeł, nie odebrał upierzeniu na głowie i grzbiecie dojrzałego,
purpurowego połysku. Długim, klinowatym ogonem rozpędzam wokół
siebie mgły Niflheimu. Czasem kołuję dłużej nad jakimś
pobojowiskiem, stroszę pióra pod mocnym, masywnym dziobem,
potrzebuję posilić się przed dalszą drogą. Dobrze mnie żywisz,
Ojcze Poległych.
Rozglądasz się z niepokojem z Hlidskjalfu. Mój głos dźwięczny,
głęboki i gardłowy oznajmia powrót. Niepotrzebnie boisz się o
Myśl. Ja zawsze wracam. Siadam na twoim lewym ramieniu, podczas gdy
Pamięć zajmuje prawe. Unosisz mnie wówczas, przybliżasz do swojej
twarzy. Spoglądasz mi w bystre, błyszczące oczy. Przypatrujesz się
długo, uważnie. Twoje oko przewierca mnie na wylot, drąży,
przenicowuje. Wiesz już wszystko. Każdy najdrobniejszy szczegół
zapisany we mnie, ty umiesz odczytać, Yggu.
Teraz wiesz już, gdzie nazajutrz będzie wędrował Gondlir, wiesz, gdzie
musi zjawić się Grimnir.
Thordis
* Pierwotnie opowiadanie powstało jako praca konkursowa, niestety z przyczyn niezależnych na konkurs nie dotarła. Zamieszczam więc tutaj, niech nie leży w szufladzie ;)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz