11 lutego 2014

Disablot i Thorrablot 2014

8 lutego 2014 w Beskidzie Małym odbyło się połączone święto Thorrablot i Disablot zorganizowane przez Asatryjczyków z Małopolski i Górnego Śląska. Wrodzona żyłka podróżnicza popchnęła mnie do tego, żeby do nich dołączyć i na własne oczy przekonać się o południowej gościnności.

W sobotę rano, po nocnej podróży z Gdyni do Katowic, zabrałam się samochodem wraz z dwiema nowo poznanymi Ślązaczkami pod wyciąg Czarny Groń. Tam przywitali nas i zaprowadzili na górę najwięksi twardziele, którym chciało się przemierzyć tę ciężką trasę poraz drugi. Pogoda była raczej wiosenna - ciepła i słoneczna, co może trochę popsuło warunki narciarzom i górskie widoki fotografom-amatorom (tak, to ja), ale za to ułatwiło bezpieczne poruszanie się po stromych ścieżkach. 


To był jedyny śnieg, jakiego doświadczyliśmy :P



Po wielu bólach i mękach (zwłaszcza dla nieprzystosowanej Pomorzanki) dotarliśmy do naszego schroniska - "Chatki pod Potrójną", ażeby zebrać siły i pogawędzić przed pójściem na rytuał. Gdy zapoznałam się z resztą wesołej gromady, a piwo i pieczone cukinie dodały nam energii, wyruszyliśmy na blot pod piękną, stojącą niedaleko skałę.

Lwia Skała (fot. Magdalena)

Naszym ofiarnikiem była wspaniała Ewa "Hinni" Fridrún (autorka dziobatego logo Gothiskandzy :)). Dzięki niej, naszym wspólnym wysiłkom i toastom oraz energii otaczających nas gór, udało się stworzyć niepowtarzalną, magiczną atmosferę. Przekazaliśmy Thorowi, przekazaliśmy Disom, przekazaliśmy w końcu też pozostałym bogom i duchom nasze ofiary i nasze serca. Dla nas, zgromadzonych, dla nieobecnych i dla tych, którzy będą po nas.

Przygotowywanie ogniska...
...i płynnej ofiary ;)

Tak wieść rozniosła się po wszystkich światach. Potem rozmawialiśmy, póki ognisko nie zgasło, a następnie wróciliśmy do Chatki by wspólnie ucztować i opróżnić pozostałe butelki miodu i innych trunków. Wieczór obfitował w pieśni i ciekawe historie, do naszego stołu dołączyli nieznajomi ciekawscy imprezowicze, a pod koniec niespodziewanie pojawił się spóźniony gość z Wrocławia... Jestem skłonna uwierzyć, że Beata przyleciała do nas na niedźwiedziu, bo godzina była już naprawdę późna - ale ważne, że dotarła cała i zdrowa. :)





Nazajutrz wróciłam z częścią grupy do Katowic, lecz zanim wsiadłam w pociąg powrotny, przywitałam się i posiedziałam chwilę w Rudym Goblinie z kilkoma osobami, które nie mogły dotrzeć na blot. Był to zdecydowanie bardzo miły akcent na zakończenie mojego pobytu na Śląsku.

Dziękuję wam wszystkim za przyjemnie spędzony czas i mam nadzieję, że w przyszłości będziemy świętować w jeszcze większym gronie!

Sylcia.

1 komentarz

  1. Oj, Sylciu :D Dziękuję za relację. Dodam tylko od siebie, że był to chyba największy blot źrebaków, wiele osób świętowało pierwszy raz. Miejsce było naprawdę wspaniałe, wszyscy są z pewnością wdzięczni Kasi za jego znalezienie. Poza płynnymi ofiarami było też wiele bardzo ciekawych i osobistych podarków, o których pokazanie warto by zapytać ofiarodawców (wiem że foto jest).

    Co zaś się tyczy wydarzeń towarzyszących, rzucam hasło: "Dzika bomba" :)

    OdpowiedzUsuń