30 listopada 2014

Problemy się rozwiązuje, czyli subiektywny komentarz do zastanej rzeczywistości

Jeszcze kilka lat temu polscy asatryjczycy szczycili się wszem i wobec tym, że są spójnym, harmonijnym środowiskiem. Wyśmiewali się i krytykowali inne okoliczne środowiska z powodu ich nieustannych podziałów i "wojenek". Tak było kilka lat temu. A jak jest teraz?

Okazuje się, że i nas dopadła epidemia dzielenia się, skłócania i wystawiania na publiczne pośmiewisko internetowymi "gównoburzami". Taka jest prawda i nie ma sensu tego ukrywać, zamiatać pod dywan. To śmiałe stwierdzenie, które zapewne nie każdemu się spodoba, ale choć według niektórych jestem osobą skrajnie politycznie poprawną, nie boję się użyć go publicznie. Dlaczego? Uważam bowiem, że o konfliktach należy mówić otwarcie. Ale mówić w sposób odpowiedni - konstruktywny i pożyteczny. Zauważanie problemu jest według mnie czymś bardzo pozytywnym, gdyż pobudza do refleksji, krytycznego spojrzenia na środowisko ogólnie, na innych, lecz również na siebie samego. I absolutnie nie jest to tożsame z podsycaniem tychże konfliktów. Wprost przeciwnie. Każdą chorobę należy leczyć, a aby ją leczyć, najpierw trzeba zdać sobie z niej sprawę i zdiagnozować. Inaczej nic z tego nie będzie, nic się nie zmieni i nie poprawi. A od problemów się nie ucieka. Problemy się rozwiązuje.

Najwidoczniej więc przyszedł czas, byśmy - jako ogólnie pojęte środowisko asatryjskie (używam oczywiście uproszczonej nomenklatury, a mam na myśli wszystkich wyznawców politeizmu germańskiego, który przybiera obecnie różne formy) - spróbowali spojrzeć na siebie z boku, z dystansem, zdrowym rozsądkiem i spróbowali właśnie naprawić swój problem.

Wydawałoby się, że podziały, kłótnie i wszelkiego rodzaju protokoły rozbieżności stają się tym bardziej naturalne i uzasadnione, im bardziej środowisko się rozrasta. Przyczyną takiego stanu rzeczy najczęściej jest silne poczucie indywidualności poszczególnych jednostek. I tak, to jest normalne. Naturalny jest też podział na mniejsze grupy. Jesteśmy ludźmi bardzo różnymi - w różnym wieku, mieszkającymi w różnych częściach kraju, a nawet poza nim, z różnymi poglądami na wiele spraw, różnymi sposobami widzenia, traktowania i praktykowania swojej religijności, a także posiadającymi różne wizje kwestii bardzo ważnych (jak np. organizacji związku wyznaniowego). Nie musimy się też wszyscy między sobą lubić - każdy ma przecież prawo do własnych sympatii i antypatii. Podziały na grupy - zarówno lokalne jak i grupy przyjaciół czy dobrych znajomych to coś całkowicie naturalnego. Zawsze jest jednak jakieś "ale"...

Nie musimy we wszystkim się ze sobą zgadzać, nie musimy wszystkich lubić i możemy być wieloma różnymi, autonomicznymi grupami różniącymi się podejściem do różnych spraw. Jednak nie powinno nam to przeszkadzać w tym, by ze sobą współpracować w kwestiach ważnych, by poznawać siebie nawzajem, i nawet jeżeli mamy jakieś "wewnętrzne zgrzyty" - zachowywać je dla siebie, wewnętrznie, a nie krzyczeć o nich przed tłumem obcych i hejtować siebie nawzajem na Facebooku, wystawiając się tym samym na pośmiewisko i dając dowód infantylności. Działajmy także w mniejszych grupach, skoro tak nam się lepiej pracuje, ale wspierajmy nawzajem swoje inicjatywy, a nie dyskredytujmy innych tylko po to, żeby pokazać, że "moja jest lepsza". Rozmawiajmy ze sobą i wyjaśniajmy, rozwiązujmy konflikty szczerą, otwartą konfrontacją, zanim zdążą się zaognić i urosnąć do kuriozalnych rozmiarów, a przy okazji zniechęcić nowych ludzi do "zadawania się ze skłóconymi grupkami".

Jest nas coraz więcej, w ciągu ostatnich lat liczba asatryjczyków w Polsce z kilkunastu, potem kilkudziesięciu ludzi, zaczyna już iść w setkę, może dwie, a może nawet jeszcze więcej. Nadal jednak jesteśmy mniejszością religijną i warto zdać sobie z tego sprawę. Mamy aspiracje do rejestrowania związku wyznaniowego. No i doskonale, ale pamiętajmy o tym, że to już rzucenie się na głęboką wodę i jeżeli chcemy ten cel osiągnąć, a przy okazji się nie ośmieszyć, musimy pewne rzeczy przewartościować - zwrócić większą uwagę na nasz wizerunek zewnętrzny, na odpowiedzialność społeczną i na umiejętność współdziałania. Mamy bowiem szansę zarejestrować jeden prężnie działający i dobrze zorganizowany związek, a jest nas zbyt mało, by bawić się w dzielenie na kilka "związeczków" z powodów towarzyskich czy innych małostkowych przyczyn.

Niektórzy powiedzą, że się nie da, bo mamy różne wizje i różne pomysły. A ja uważam, że się da - przy odrobinie chęci i dobrej woli ze stron wszystkich grup. Jeżeli zaczniemy myśleć o CELU. Kiedy skupimy się właśnie na nim - osiągniemy sukces. Natomiast jeśli skupimy się na własnej sławie i chwale, będziemy przepychać się, kłócić o to, kto był pierwszy, a kto ostatni, o to, kto przygotuje dokumenty, kto je spisze, kto złoży w urzędzie  - hmmm... wówczas gówno osiągniemy. Dokładnie tak. Gówno.

Jak temu zapobiec? Zwyczajnie, prosto i konkretnie! Przedstawić wszystkie istniejące pomysły w pełnym gronie zainteresowanych, przeanalizować je wspólnie i wybrać najlepsze - z czysto pragmatycznego punktu widzenia najlepsze, nie patrząc na to, czyje to są pomysły, ważne, by były dobre. A jeszcze lepiej - z każdego wyciągnąć to, co w nim najpraktyczniejsze i złożyć do kupy w jedną spójną całość. Tak zwyczajnie. Po prostu. Bez konkursu na to, która księżniczka ma ładniejszą sukienkę.

Nie stać nas na taki gest? Jeżeli nie, to kiepsko z nami. Ale ja powiem - tak, stać nas. Więc skończmy jojczyć, narzekać, spierać się, weźmy się w garść, jak na silnych, twardych, dorosłych ludzi przystało i pokażmy to nareszcie. Bądźmy tacy, za jakich chcemy być uważani.

I wyciągnijmy z zaistniałej sytuacji wnioski. Ja swoje wyciągnęłam i chętnie się nimi z Wami podzielę w kolejnych wpisach, a także przedstawię swoje własne propozycje naprawy sytuacji - bo jako ludzie honoru powinniśmy nie tylko wygłaszać puste mowy, ale też umieć zaproponować coś od siebie, do czego także Was wszystkich zachęcam.

Spieprzyliśmy? Trudno. Naprawmy. Prosta, żelazna logika.

Thordis

1 komentarz

  1. W takich momentach boli mnie, że nadaję się raczej na kulturowego interpretatora niż na osobę, która potrafi zająć się inżynierią społeczną, prawem i pragmatyzmem. Co nie zmienia faktu, że brakuje mi otwartej dyskusji na temat wspólnego celu, jakim jest rejestracja związku. Cieszę się, że to zaczyna się zmieniać, oraz że temat podejmują osoby o różnym tle poglądowym i geograficznym.
    Będę śledzić kolejne felietony i mam nadzieję, że z czasem będą wyjściem (jednym z wielu) do budowania społeczności politeistów germańskich oraz ich istnienia w przestrzeni intelektualnej.

    Z poważaniem, Alfrun (Kruczy Kurier)

    OdpowiedzUsuń