"Stamtąd przybyły dziewy wszechwiedzące,
Trzy, z owej sali, co pod drzewem stoi;
Urd zwie się pierwsza, a druga Werdandi
- rytowały w drzewie - Skuld na imię trzeciej,
Postanawiały losy, zakreślały żywot,
Ludzkim istotom stwarzały przeznaczenie."
/WIESZCZBA WÖLWY (VÖLUSPÁ) 20, Edda poetycka w tłumaczeniu Apolonii Załuskiej-Strömberg/
A jak to samo widzą współcześni asatryjczycy? Poniżej przeczytacie
przykład współczesnego, zbeletryzowanego opisu inspirowanego tym
fragmentem pieśni.
* * *
U
stóp drzewa siedziały trzy jakby wykute w kamieniu postacie. Ich
niewyraźne sylwetki majaczyły w oddali, pochylone nad jakąś
robotą. Z pozoru sprawiały wrażenie całkowicie nieruchomych,
żadna z nich nawet nie drgnęła. Dopiero, gdy podszedłem nieco
bliżej, dostrzegłem, że ich palce wykonują sprawne, szybkie,
mechaniczne ruchy na jakiejś niewidocznej powierzchni, na której
raz na jakiś czas, to tu, to tam, coś błyska. Rozbłyski,
przypominające jakby elektryczne wyładowania, pojawiały się na
ułamek sekundy, by zaraz zgasnąć i powrócić w zupełnie innym
miejscu. Musiałem podejść tak blisko, że nie byłem w stanie już
objąć wzrokiem ani pnia drzewa, ani wszystkich trzech sylwetek na
raz, by zobaczyć rozciągniętą pomiędzy trzema postaciami
delikatną, eteryczną sieć. Stałem teraz w odległości zaledwie
kilka kroków od jednej z nich, ona jednak zdawała się mnie nie
zauważać, sprawiała wrażenie niewrażliwej na bodźce dochodzące
z zewnętrznego świata. Była tak skupiona na wykonywanej czynności,
że nie przeszkadzało jej moje zaglądanie przez ramię. Stąd
jednak mogłem lepiej się przyjrzeć temu, co robi.
Jej
palce z zawrotną prędkością tańczyły po sieci. Wpatrywałem się
długo w te sprawne, mechaniczne ruchy, by wreszcie zorientować się,
że zwinne palce doplatają w niektórych miejscach kolejne nici. Raz
tu, raz tam, raz jeszcze gdzie indziej, bez wyraźnego schematu, bez
żadnej symetrii, jakby na chybił trafił... A jednak nie! To nie
mogły być przypadkowe miejsca. Te ruchy zdawały się zbyt pewne,
zbyt zdecydowane, przypominały sposób poruszania się trybików w
dobrze funkcjonującym mechanizmie. Nie mogłem oprzeć się
wrażeniu, że tym chaosem rządzi jakiś trudny do odgadnięcia
porządek, że te pozornie przypadkowe miejsca, w rzeczywistości są
doskonale obliczone i odmierzone. Nie potrafiłem tylko zrozumieć,
jakim schematem, jakim wzorem kieruje się twórca.
Pochyliłem
się nad postacią i spróbowałem zajrzeć pod naciągnięty głęboko
kaptur. Postać nie zareagowała i na taką bezpośredniość. Nie
poruszyła się, nie drgnęła. Spod kaptura niczego jednak nie
dostrzegłem - ani choćby fragmentu twarzy, ani nawet błysku oczu.
Tylko wyłaniające się spod szerokich rękawów szczupłe dłonie o
długich, zgrabnych palcach, świadczyły o tym, że patrzę na
człowieka z krwi i kości.
Przyglądałem
się jeszcze przez chwilę, po czym ruszyłem powolnym krokiem w
stronę drugiej postaci, tej znajdującej się po mojej prawej
stronie. Ubrana w dokładnie taki sam płaszcz z głęboko
naciągniętym na twarz kapturem, także zdawała się nieruchoma. Jej
palce również tańczyły po sieci, wykonywały jednak nieco inne
ruchy. Przystanąłem i skupiłem na tych dłoniach całą swoją
uwagę, by nadążyć za poruszającymi się niezwykle szybko
palcami. Po chwili zrozumiałem, że ta postać wykonywała inną
czynność - łapała między palce końcówki niektórych nici, a
następnie rozszczepiała je, by dalej biegły przez sieć w postaci
niezliczonej ilości rozgałęzień. Gdy wpatrywałem się dłużej,
zauważyłem, że niektóre z takich rozgałęzień w innym punkcie
sieci znów się spotykają i łączą, a niektóre splatają się
ściśle lub luźno z innymi nićmi - jedne z wieloma, inne tylko z
kilkoma. Także i w tej czynności trudno było doszukać się
jakiegoś schematu, wyraźnego porządku. To jednak był porządek.
Porządek bez wzoru. Porządek w chaosie.
Ostrożnie,
na palcach zbliżyłem się do trzeciej postaci. Niczym nie różniła
się od dwóch pozostałych, jednak i ona wykonywała inną czynność.
Jej ruchy były znacznie rzadsze i wolniejsze, palce wysuwały się
spod rękawów tylko raz na jakiś czas, łatwiej więc było mi
zaobserwować, co robi. Wiązała na niciach mocne węzły. Z
początku przestraszyłem się, że delikatne, eteryczne tworzywo
może pęknąć pod zamaszystymi, zdecydowanymi ruchami kościstych
palców, po chwili dostrzegłem jednak, że materiał jest bardzo
elastyczny i dużo mocniejszy, niż się z pozoru wydawał. Na każdej
z nici zauważyłem po kilka takich supłów.
Nie
wiem ile czasu stałem tak, wpatrzony w misterną konstrukcję, która
coraz bardziej mnie fascynowała. Śledziłem wzrokiem hipnotyczne,
idealnie zsynchronizowane ruchy palców trzech nieruchomych postaci i
rozbłyski, które - jak zauważyłem dopiero teraz - pojawiały się
za każdym razem, gdy jedna z nici poruszyła się i trąciła inną,
a następnie przebiegały przez cała ogromną powierzchnię,
wprawiając ją w drganie.
-
Też lubisz je obserwować? - usłyszałem za sobą mocny, męski
głos o twardej, szorstkiej barwie. Drgnąłem gwałtownie i już
miałem się obrócić, gdy jedna z nici błysnęła jaśniej i
zaczęła jakby migotać. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku.
-
Nigdy wcześniej tego nie robiłem - odpowiedziałem. - Ale to
jest... - nie potrafiłem znaleźć odpowiedniego słowa.
-
Fascynujące? Tak, z pewnością. Ale i bardzo przydatne, jeśli się
rozumie, co robią.
-
I ty rozumiesz?
-
Nie. Nikt nie rozumie tego do końca. Ale ja przynajmniej rozumiem
więcej niż inni i właśnie po to tu przychodzę i obserwuję. Chcę
zrozumieć lepiej. Chcę się nauczyć przewidywać ich ruchy.
-
Po co?
-
By móc zapobiec tym, które nie są po mojej myśli.
-
A co one tak właściwie robią?
-
Planują.
-
Co?
-
Wszystko - głos na chwilę zawisł w powietrzu, po chwili jednak
odezwał się znów. - Każda z tych nici należy do jednej żywej
istoty - znów zamilkł na moment, jakby się nad czymś zastanawiał
albo może czekał na moją odpowiedź. Ale ja nie odpowiadałem. W
takich chwilach korzystniej jest po prostu słuchać. Tamten chyba
też tak myślał, bo zaraz podjął znów, a ja miałem niejasne
wrażenie, że w jego głosie słyszę uśmiech. - Spójrz na tamtą
nić. Tę, która teraz mocniej drga. Ta jest twoja.
Mówił
o tej właśnie nici, która już wcześniej zwróciła moją uwagę.
-
Widzisz tę, która się do niej zbliża?
Do
"mojej" nici podpływała właśnie inna, drgająca równie
szybko i intensywnie. Postać, którą obserwowałem jako ostatnią,
wyciągnęła nagle kościste dłonie spod rękawów i złapała w
palce obie nici. Sprawnym ruchem splotła je ze sobą i zacisnęła w
mocny węzeł.
-
Ta jest moja.
Przez
supeł przebiegł błękitny błysk i wokół zaległa niepokojąca
cisza. Wsłuchałem się w nią uważnie i dopiero po chwili do moich
uszu znów zaczęły docierać dźwięki, tym razem jednak
głośniejsze, jakby bardziej intensywne. Dopiero teraz zdałem sobie
sprawę, że szmer, który wcześniej wziąłem za szemranie
strumienia, w rzeczywistości był rytmicznym szeptem, a może
śpiewem, wydobywającym się spod kapturów trzech postaci.
"Co
one mamroczą? Śpiewają? Zaklinają?" - pomyślałem. A
przynajmniej tak mi się zdawało. Być może jednak bezwiednie
wypowiedziałem te słowa na głos, bo stojący za mną mężczyzna
odpowiedział.
-
Liczą.
-
Liczą? - powtórzyłem za nim, zupełnie zbity z tropu, jednocześnie
odwracając się w stronę rozmówcy.
-
Tak, liczą - odparł z naciskiem, a jego oko łypnęło na mnie
ciekawie. - Wyliczają algorytm.