Na temat charakteru ofiar teoretyzować można długo. Ale, jak
wiadomo, teoria i praktyka nie zawsze idealnie się zazębiają. W każdej kwestii
i we wszystkich sferach życia. Przejdę więc teraz do przykładów czysto
praktycznych – prostych i obrazowych. Od razu zaznaczę także, że nie są to
absolutnie żadne „prawdy objawione”, ale moja subiektywna perspektywa.
W kwestii doboru ofiar kieruję się zwykle nie tylko
względami historycznymi. Są one dla mnie raczej inspiracją, niż czymś, czego
należy się sztywno trzymać. Lubię ofiary niestandardowe (oczywiście – nie
zawsze i nie jest to żadną regułą), uważam, że własna inwencja jest tak samo ważna,
jak wiedza zdobyta podczas czytania mądrych książek. Lubię, gdy moje ofiary są
w jakiś sposób osobiste, takie „od serca”, tak samo jak wolę dawać ludziom
prezenty "z duszą", dobrze dobrane i przemyślane, coś znaczące, a nie
oklepane i standardowe.
Podchodzę do ofiar tak samo jak do wymiany prezentów i
obdarowywania w relacjach międzyludzkich – przecież jedne i drugie mają
wzmacniać więzi. Uważam bowiem, że relacje ludzko-boskie określają zasady
podobne do relacji międzyludzkich. Lubię więc szukać między nimi analogii, budować
swoje relacje z bogami, odwołując się do tych, które staram
się budować z ludźmi. Najłatwiej jest mi więc przedstawiać swoje stanowisko za
pomocą prostych, obrazowych przykładów „z życia rodzinnego”.
Syndrom stryjecznej babki, czyli prezenty „na odczepnego”
Syndrom stryjecznej babki, czyli prezenty „na odczepnego”
Z pewnością większość z nas ma lub miał jakąś ciotkę czy
inną stryjeczną babkę, która na każde urodziny uporczywie daje mu skarpetki
albo słownik. Czy cieszymy się z takich „bezosobowych” prezentów? Czy potrafimy
docenić podarek od osoby, która wcale nas nie zna, nie dba o sprawienie nam
przyjemności i nigdy nie spróbowała nawet wniknąć w to, co chcielibyśmy
otrzymać? Z pewnością nie. Nie lubimy „prezentów uniwersalnych”. Drażnią nas
osoby, które kupują hurtem sto identycznych długopisów i rozdają je wszystkim,
którym wypada „coś dać”. Wolimy dostawać prezenty, które zostały przygotowane
specjalnie dla nas, prawda?
Dlaczego więc mielibyśmy robić dokładnie to samo? Dawanie czegokolwiek, byle dać, to
zdecydowanie kiepski pomysł.
Wujek Staszek amator
koniaków, czyli zawsze to samo
Wujek Staszek lubi dobre koniaki. Wszyscy o tym doskonale
wiedzą, więc na każdą kolejną okazję obdarowują wuja kolejnymi butelkami
ulubionego trunku. To niezawodny, sprawdzony sposób na sprawienie staruszkowi
przyjemności, więc i ja zwykle tak robię. Wujek jest zadowolony, bo dobrego
koniaku nigdy za mało. Ale... ale... Czasem przychodzi mi na myśl, że może ten
koniak powoli staje się nudny, wujek ma go pod dostatkiem, a w dodatku
staruszek zawsze wie, co dostanie. A gdyby tak spróbować tym razem inaczej? A
gdyby dać wujkowi coś, czego się nie spodziewa? Może też by mu było miło? Czemu
miałby cieszyć się wyłącznie z koniaku? Może doceni twórczą inwencję i będzie
szczęśliwy, że ktoś pomyślał o nim mniej stereotypowo? Od czasu do czasu staram
się więc odbiegać od „schematu koniaku” i znaleźć coś innego, nietypowego, co
wujkowi Staszkowi też mogłoby się spodobać.
Czy odbieganie od schematu – oczywiście, w sposób umiejętny,
tak, by prezent nadal był „trafiony” – kogokolwiek obraża? Czy operowanie
wyłącznie standardami w pewnym momencie nie przeradza się przypadkiem w
„oklepanie”, dawanie bezmyślne, kompletnie bez zrozumienia komu, po co i
dlaczego? Czy nie prowadzi przypadkiem do postawy „byle dać”. Nooo, chyba że
ten nasz wujek Staszek wyraźnie sobie życzy dostawać wyłącznie koniaki ;)
Ciocia Basia i
upominek-pomyłka, czyli prezenty bezużyteczne
Ciocia Basia nie znosi polityki, interesuje się za to robótkami
ręcznymi. Wiedząc o tym, nie dam jej na urodziny albumu z biografiami znanych
polityków, tylko raczej nowy przybornik z narzędziami do szycia albo zestaw
motków dobrej jakościowo włóczki w ładnych, wesołych barwach.
Po co dajemy innym prezenty? Żeby dać, czy żeby cieszyły
obdarowaną osobę i do czegoś jej się przydały? Czy dając prezent podbudowujemy
własne ego, czy też chcemy kogoś w ten sposób wyróżnić, pokazać, „że nam zależy”?
Prezent bezużyteczny, to żaden prezent. Lepiej go wcale nie
dawać.
„144. Lepiej nie modlić się, niż ofiarowywać za wiele,
Zawsze za ofiarę czeka człowiek zapłaty,
Lepiej nie przekazać, niż zabić za wiele”.
Młoda, zgrabna kobieta nie ucieszy się z (nawet najdroższych
i najbardziej markowych) męskich bokserek. Bo co miałaby z nimi zrobić? A album z biografiami polityków, który kosztował niemało, będzie się kurzył na półce cioci Basi, aż zeżrą go mole.
Kuzyn Piotr i prezent
spontaniczny, czyli jak dobrze znam swoim krewnych
Prywatnie bardzo się przyjaźnię z kuzynem Piotrem, lubię z
nim rozmawiać i często go odwiedzam. Uważam go za mądrego człowieka, więc
często proszę go o radę, gdy mam problem. Jestem akurat zaproszony do Piotra na
imieniny i myślę nad prezentem dla niego. Przypominam sobie nagle, że ostatnio
razem oglądaliśmy dobry film. I... Piotr zwrócił uwagę na pewien przedmiot, który
posiadał bohater filmu. Kuzynowi bardzo się ta rzecz spodobała. Mam! Robię lub
kupuję dla Piotra podobny przedmiot.
Nasze relacje z bogami, tak samo jak z otaczającymi nas
ludźmi, nie są bezosobowe. To nie cześć oddawana „niesprecyzowanym wyższym
bytom” z pozycji uniżonego sługi albo natrętnego petenta. To realne, personalne
więzi o konkretnym charakterze. Blotujemy po to, by te więzi podtrzymywać i
wzmacniać, by zaprosić naszych bogów na wspólną biesiadę. I chcemy, by
traktowali nas jak partnerów do rozmowy i świętowania, a nie z politowaniem
niczym uciążliwego interesanta w urzędzie.
Nobliwy dziadek i
wujek-przyjaciel, czyli nie z każdym tak samo
W każdej rodzinie więzi między jej członkami są różne. Jedne
bliższe i bardziej osobiste, otwarte, inne mocniej zdystansowane. Mamy
krewnych, z którymi łączy nas głęboka przyjaźń, innych widujemy raz na kilka
lat podczas większych uroczystości. Więzi te opierają się między innymi na
szacunku, ale on też przybiera różne formy. W inny sposób szanujemy nobliwego,
surowego dziadka-głowę rodu, który jak coś powie, to wszyscy milkną, słuchają i
kładą uszy po sobie, a w inny wujka będącego jednocześnie najlepszym
przyjacielem, do którego zawsze można się zwrócić po pomoc i obdarzać
najwyższym zaufaniem i z którym regularnie raz w tygodniu radośnie pijemy
wódkę. Mądrość życiowa dziadka jest dla nas inspiracją, ale buziaka na dobranoc
na pewno od niego nie uświadczymy, dziadek przecież pamięta jeszcze czasy, gdy ojca
całowało się w dłoń, a do rodzicielki zwracało per „pani matko”. Naturalnym
więc jest, że najbardziej osobisty i twórczy prezent wujka-przyjaciela ucieszy,
a u dziadka… nie przejdzie. Dziadek będzie wymagał raczej wyrazu szacunku, niż
przyjaźni.
Szwagier,
siostrzeniec i żelki, czyli nie blotujemy kolegów z przedszkola
Tym razem przykład nie mój, tylko pożyczony, który do mnie
samego doskonale trafia.
Kiedy przyjdzie do mnie pięcioletni siostrzeniec i podaruje
paczkę żelków „Harribo” – ucieszę się. Dzieciak chciał mi zrobić przyjemność
tak, jak sam ją rozumie w swoim dziecięcym umyśle. Jednak gdy te same żelki
przyniesie mi zaproszony na urodziny szwagier… zapytam go wprost „jaja sobie ze
mnie robisz?”. Ze szwagrem nie objadam się żelkami, tylko wypijam flaszkę!
Pewne spontaniczne zachowania przystoją dzieciom, ale u czterdziestolatka
w dobrze skrojonym garniturze zakrawają na śmieszność. Od każdego dorosłego
człowieka wymaga się powagi i przestrzegania odpowiednich norm zachowań, a nie „radosnego
spontana”.
Z prezentem weselnym do
cioci na kawę, czyli podarunek stosowny do okazji
Do cioci na kawę nie idzie się z tak samo kosztownym i
eleganckim prezentem, jak na wesele. Swoich gości też bardziej wystawnie
podejmuje się, organizując ślub córki, a zdecydowanie skromniej, gdy wpadają
tylko na pogaduchy.
Przynajmniej ja nie blotuję wyłącznie w wielkie święta. Te
staram się obchodzić na miarę własnych możliwości hojnie i wystawnie. Ale dla
mnie istnieją także zwykłe spotkania, które są siłą rzeczy skromniejsze –
oczywiście nie na odwal się, ale jednak mają zupełnie inny, bardziej prywatny
charakter. Żaden, nawet najbardziej szacowny gość, nie wymaga, by tak samo
wystawnie podejmowano go na zwyczajnej kawie i ciachu, co podczas ważnej
świątecznej uroczystości. Każde przyjmowanie gości i każde obdarowywanie
powinno być wyjątkowe, ale nie wszystkie muszą być tak samo wystawne i
ekskluzywne – bo nie wszystkie mają tak samo oficjalną i uroczystą rangę.
Podsumowując. Nie potrzeba wielkiej filozofii, aby wiedzieć,
co „jest na miejscu”, a co nie. Trochę zdrowej logiki w zupełności wystarczy. Moje
ofiary to moje (lub nasze, jeżeli blotuję w grupie, a ofiara jest darem od
całej blotującej społeczności) prezenty, osobiste dary dla moich krewnych, dla
osób, które szanuję i traktuję poważnie. I to wystarcza mi do określenia samemu
sobie, co wypada, a co nie przystoi.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz