Asatru religią społeczną jest! W kółko powtarzany, oklepany,
znany wszystkim slogan. Prawie jak ten ze Słowackim – wielkim poetą. Ale czy to
na pewno tylko pusty frazes?
Dzisiejszy świat jest przesiąknięty kultem indywidualizmu. Moje
ja jest przecież najmojsze
i najważniejsze, sam sobie jestem panem, „sam sobie sterem,
okrętem, żeglarzem” i generalnie odpowiedzialny jestem wyłącznie za siebie, a
drugi człowiek to mój rywal, nie bójmy się tego słowa – potencjalny wróg, bo
albo ja wygryzę jego, albo on mnie. Jestem wybitną jednostką na tle szarego
tłumu, pępkiem świata. Ja, ja, JA…
A „wspólne dobro”? „Wspólna odpowiedzialność”? „Wspólny
obowiązek”? Wspólna, sprawna i efektywna praca pro publico bono? Przeżytki. Relikty jakiś bliżej nieokreślonych „dawnych
czasów”. Kto jeszcze dzisiaj uczy takich pojęć swoje dzieci? Kto w całkowicie
naturalny sposób wyniósł je z domu rodzinnego, ze szkoły? Niestety, niewielu z
nas. Częściej słyszymy teraz „nie interesuj się, co inni, ważne, żebyś ty…”. Bo
w obecnych czasach trzeba dbać o własny tyłek i własny interes. Bo jesteśmy
indywidualni, bo jesteśmy jednostkami.
Dlaczego więc my, asatryjczycy, tak upieramy się przy
wartościach społecznych? Dlaczego łączymy się w – bardziej lub mniej
zorganizowane – społeczności? Dlaczego tak wielką wartością jest dla nas
rodzina? Dlaczego tak radykalnie oddzielamy Utangarth i Innangarth? Dlaczego w
czasach indywidualizmu stawiamy na „wspólność”? Czy to tylko, jak twierdzą
niektórzy obserwatorzy, mrzonka o powrocie do mentalności naszych przodków,
tęsknota do czasów minionych, i przeżytek historii?
Najłatwiej jest powiedzieć, że świat się zmienia, teraz są
inne czasy i królują już inne wartości. Najłatwiej jest powiedzieć, że ludzie
się zmieniają, że zmienia się ich mentalność, że „teraz się żyje inaczej” i
trzeba się dostosować. Najłatwiej, wreszcie, jest powiedzieć, że to, co
sprawdzało się tysiące lat temu, dziś jest już nieaktualne i niepraktyczne. Aby na pewno?
Nasze wartości wynikają wprost z naszego sposobu
postrzegania świata. Postawy czczego marzyciela czy altruisty są nam obce. I to
wcale nie z nich wypływają nasze wartości. Postrzegamy jako wartościowe to, co
przynosi korzyść. Najprostszym dowodem na to są rady zawarte w Havamal. Zwróćmy
uwagę, jak są one skonstruowane:
Radzimy ci, Loddfafnir! przyjmij radę,
Wyjdzie ci na dobre, jeśli przyjmiesz,
Pożytek będziesz z niej miał:[…]
Jasno wynika z tego, że wartością jest to, co przynosi
POŻYTEK i co „na dobre wyjdzie”.
Pozwolę więc sobie przedstawić prosty, obrazowy przykład. Zaznaczam
od razu – bardzo uproszczony!
Chcę wybudować dom. Mogę zabrać się do tego sam i działać
wyłącznie na własną rękę. Ale czy wówczas zdążę długo w tym domu pomieszkać?
Kiedy skończę, pracując w pojedynkę? Mogę też zatrudnić profesjonalną ekipę
budowlaną. Opcja znacznie lepsza. Zdawałoby się – najlepsza. Ale… To są obcy
ludzie. Za ich pracę jestem zobowiązany wypłacić im dużą kwotę pieniędzy, a
mimo to nie mam pewności, czy wykonają ją dobrze, szybko i sprawnie. I czy mnie
nie oszukają. Przecież takie mamy czasy, prawda? Nie warto ufać obcym (na
potrzeby przykładu nie czepiajmy się i zostawmy na chwilę w spokoju kwestię
umów cywilnoprawnych). Mam jeszcze trzecią opcję. Poprosić o pomoc wszystkich
swoich krewnych, przyjaciół i dobrych, życzliwych sąsiadów. Całą moją
społeczność – czyli postąpić dokładnie tak, jak zapewne robili to niegdyś moi
przodkowie.
Jaką korzyść osiągnę? Jeżeli cała społeczność potraktuje wspólną
budowę mojego domu jako wspólny, społeczny obowiązek, wspólną odpowiedzialność –
skończymy pracę znacznie szybciej, będzie ona przebiegała w przyjemnej
atmosferze i zostanie wykonana najlepiej, jak MY potrafimy to zrobić. Każdy
zajmie się tym, w czym jest najlepszy i wspólnymi siłami, sprawnie i relatywnie
szybko dopniemy celu. A koszta? Koszta, jakie poniosę, będą wówczas takie, że będę im dawać jeść i pić, że zyskają moją jeszcze większą przyjaźń, wdzięczność
i… moje zobowiązanie wobec nich. Bo kiedy to oni zaczną budować domy dla
siebie, poproszą o pomoc mnie. Znów więc będziemy budować razem. I w efekcie
nie ja będę miał jeden dom, ale my będziemy mieli dziesięć zbudowanych
wspólnie domów. Proste i logiczne, prawda?
W skrócie – tak właśnie działa asatryjska społeczność. Dzięki
współpracy cała grupa rośnie w siłę, a co za tym idzie, każdy jej członek
czerpie z tego korzyść. W naszej etyce liczą się bowiem efekty, nie „dobre
chęci” czy „chcenie”. A lepsze rezultaty niż jeden człowiek jest w stanie
osiągnąć dobrze zorganizowana, potrafiąca efektywnie współpracować grupa ludzi.
Społeczność jest więc swego rodzaju silnikiem napędzającym do wspólnego
działania, dla większych korzyści ogółu, a dzięki temu i każdej jednostki.
"Idun and the Apples" John Penrose |
Druga rzecz to „wartości gromadzone”, wynikające z naszej
wizji człowieka jako zbioru elementów cielesno-duchowych. Tak samo jak ród
może mieć swoją wspólną Fylgię, tak każda społeczność ma wspólną Hamingję,
czyli „życiowe szczęście”, powodzenie, zdolność do osiągania sukcesów oraz Gefrain,
czyli „dobrą reputację”. Oczywiście, każda jednostka osobno także posiada
własną Hamingję i indywidualną Gefrain. Jednak istnieje różnica między
wartościami indywidualnymi, a grupowymi, społecznymi. Te drugie to nie tylko
suma poszczególnych, jednostkowych „szczęść” i „reputacji”. To coś więcej. To
te jednostkowe „szczęścia” i „reputacje” zmieszane i powiązane ze sobą w sieci
Wyrd. Oznacza to, że działania poszczególnych jednostek będących integralnymi częściami
społeczności wpływają bezpośrednio na los nie tylko swój, ale także wszystkich
pozostałych, wraz z działaniami innych części tej samej społeczności tworzą
swoistą wypadkową.
Pamiętajmy też jednak, że nie tylko wartości „przeplatają się"
w ten sposób. W sieci Wyrd mieszają się także hańba, ubytki honoru, wstyd i zła
sława!
Stąd właśnie potrzeba wspólnej odpowiedzialności.
Odpowiedzialności nie tylko za samego siebie, ale za grupę, za społeczność. Jeżeli
każdy z osobna będzie tę odpowiedzialność czuł i realizował, grupa ma szansę
zgromadzić tych "pozytywnych wartości" więcej i lepszej jakości. Tym samym wpłynie to
pozytywnie na los każdej jednostki. I pożytek będzie z tego mieć, na dobre jej
to wyjdzie.
Jest jeszcze argument trzeci. Asatryjska społeczność powinna
żyć w stanie Frith. Samo to indoeuropejskie słowo pierwotnie odnosiło
się do bycia częścią większej całości. W przytoczonym przeze mnie kontekście oznacza
ono specyficzny stan poczucia spokoju, bezpieczeństwa i wspólnego dobrobytu w
grupie. To dzięki niemu każdy członek grupy czuje się w niej bezpieczny – nie,
jak głoszą współczesne slogany, kochany bezinteresownie, hołubiony i głaskany,
ale właśnie bezpieczny i „swój”. A swojemu nie tylko się daje, od swojego się
również wymaga. W stanie Frith nie ma miejsca na egotyzm i egocentryzm. Stan
ten wpływa jednak w znaczący sposób na dochodzenie do wzajemnego porozumienia,
przestrzeganie zasad społecznych, efektywność pracy dla osiągnięcia wspólnych
celów oraz budowanie zaufania.
Kiedyś gdym młody był, jechałem samotny
I zabłądziłem w drodze;
Poczułem się bogaty, gdym spotkał drugiego:
Człowiek jest człowiekowi szczęściem.
[…]
Sosna na skale schnie i umiera,
Igliwie nie chroni ni kora;
Tak jest z człowiekiem, którego nikt nie kocha,
Po co ma żyć długo?
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wszystkie cytaty pochodzą z: Havamal [w:] Edda poetycka, tłum. Apolonia Załuska-Strömberg, Wrocław 1986
Brak komentarzy
Prześlij komentarz