16 grudnia 2013

Asatru - religia społeczna



Asatru religią społeczną jest! W kółko powtarzany, oklepany, znany wszystkim slogan. Prawie jak ten ze Słowackim – wielkim poetą. Ale czy to na pewno tylko pusty frazes?

Dzisiejszy świat jest przesiąknięty kultem indywidualizmu. Moje ja jest przecież najmojsze
i najważniejsze, sam sobie jestem panem, „sam sobie sterem, okrętem, żeglarzem” i generalnie odpowiedzialny jestem wyłącznie za siebie, a drugi człowiek to mój rywal, nie bójmy się tego słowa – potencjalny wróg, bo albo ja wygryzę jego, albo on mnie. Jestem wybitną jednostką na tle szarego tłumu, pępkiem świata. Ja, ja, JA…

A „wspólne dobro”? „Wspólna odpowiedzialność”? „Wspólny obowiązek”? Wspólna, sprawna i efektywna praca pro publico bono? Przeżytki. Relikty jakiś bliżej nieokreślonych „dawnych czasów”. Kto jeszcze dzisiaj uczy takich pojęć swoje dzieci? Kto w całkowicie naturalny sposób wyniósł je z domu rodzinnego, ze szkoły? Niestety, niewielu z nas. Częściej słyszymy teraz „nie interesuj się, co inni, ważne, żebyś ty…”. Bo w obecnych czasach trzeba dbać o własny tyłek i własny interes. Bo jesteśmy indywidualni, bo jesteśmy jednostkami.

Dlaczego więc my, asatryjczycy, tak upieramy się przy wartościach społecznych? Dlaczego łączymy się w – bardziej lub mniej zorganizowane – społeczności? Dlaczego tak wielką wartością jest dla nas rodzina? Dlaczego tak radykalnie oddzielamy Utangarth i Innangarth? Dlaczego w czasach indywidualizmu stawiamy na „wspólność”? Czy to tylko, jak twierdzą niektórzy obserwatorzy, mrzonka o powrocie do mentalności naszych przodków, tęsknota do czasów minionych, i przeżytek historii?

Najłatwiej jest powiedzieć, że świat się zmienia, teraz są inne czasy i królują już inne wartości. Najłatwiej jest powiedzieć, że ludzie się zmieniają, że zmienia się ich mentalność, że „teraz się żyje inaczej” i trzeba się dostosować. Najłatwiej, wreszcie, jest powiedzieć, że to, co sprawdzało się tysiące lat temu, dziś jest już nieaktualne i niepraktyczne. Aby na pewno?


Nasze wartości wynikają wprost z naszego sposobu postrzegania świata. Postawy czczego marzyciela czy altruisty są nam obce. I to wcale nie z nich wypływają nasze wartości. Postrzegamy jako wartościowe to, co przynosi korzyść. Najprostszym dowodem na to są rady zawarte w Havamal. Zwróćmy uwagę, jak są one skonstruowane:

Radzimy ci, Loddfafnir! przyjmij radę,
Wyjdzie ci na dobre, jeśli przyjmiesz,
Pożytek będziesz z niej miał:[…]

Jasno wynika z tego, że wartością jest to, co przynosi POŻYTEK i co „na dobre wyjdzie”.

Pozwolę więc sobie przedstawić prosty, obrazowy przykład. Zaznaczam od razu – bardzo uproszczony!

Chcę wybudować dom. Mogę zabrać się do tego sam i działać wyłącznie na własną rękę. Ale czy wówczas zdążę długo w tym domu pomieszkać? Kiedy skończę, pracując w pojedynkę? Mogę też zatrudnić profesjonalną ekipę budowlaną. Opcja znacznie lepsza. Zdawałoby się – najlepsza. Ale… To są obcy ludzie. Za ich pracę jestem zobowiązany wypłacić im dużą kwotę pieniędzy, a mimo to nie mam pewności, czy wykonają ją dobrze, szybko i sprawnie. I czy mnie nie oszukają. Przecież takie mamy czasy, prawda? Nie warto ufać obcym (na potrzeby przykładu nie czepiajmy się i zostawmy na chwilę w spokoju kwestię umów cywilnoprawnych). Mam jeszcze trzecią opcję. Poprosić o pomoc wszystkich swoich krewnych, przyjaciół i dobrych, życzliwych sąsiadów. Całą moją społeczność – czyli postąpić dokładnie tak, jak zapewne robili to niegdyś moi przodkowie. 

Jaką korzyść osiągnę? Jeżeli cała społeczność potraktuje wspólną budowę mojego domu jako wspólny, społeczny obowiązek, wspólną odpowiedzialność – skończymy pracę znacznie szybciej, będzie ona przebiegała w przyjemnej atmosferze i zostanie wykonana najlepiej, jak MY potrafimy to zrobić. Każdy zajmie się tym, w czym jest najlepszy i wspólnymi siłami, sprawnie i relatywnie szybko dopniemy celu. A koszta? Koszta, jakie poniosę, będą wówczas takie, że będę im dawać jeść i pić, że zyskają moją jeszcze większą przyjaźń, wdzięczność i… moje zobowiązanie wobec nich. Bo kiedy to oni zaczną budować domy dla siebie, poproszą o pomoc mnie. Znów więc będziemy budować razem. I w efekcie nie ja będę miał jeden dom, ale my będziemy mieli dziesięć zbudowanych wspólnie domów. Proste i logiczne, prawda?

W skrócie – tak właśnie działa asatryjska społeczność. Dzięki współpracy cała grupa rośnie w siłę, a co za tym idzie, każdy jej członek czerpie z tego korzyść. W naszej etyce liczą się bowiem efekty, nie „dobre chęci” czy „chcenie”. A lepsze rezultaty niż jeden człowiek jest w stanie osiągnąć dobrze zorganizowana, potrafiąca efektywnie współpracować grupa ludzi. Społeczność jest więc swego rodzaju silnikiem napędzającym do wspólnego działania, dla większych korzyści ogółu, a dzięki temu i każdej jednostki. 

"Idun and the Apples" John Penrose


Druga rzecz to „wartości gromadzone”, wynikające z naszej wizji człowieka jako zbioru elementów cielesno-duchowych. Tak samo jak ród może mieć swoją wspólną Fylgię, tak każda społeczność ma wspólną Hamingję, czyli „życiowe szczęście”, powodzenie, zdolność do osiągania sukcesów oraz Gefrain, czyli „dobrą reputację”. Oczywiście, każda jednostka osobno także posiada własną Hamingję i indywidualną Gefrain. Jednak istnieje różnica między wartościami indywidualnymi, a grupowymi, społecznymi. Te drugie to nie tylko suma poszczególnych, jednostkowych „szczęść” i „reputacji”. To coś więcej. To te jednostkowe „szczęścia” i „reputacje” zmieszane i powiązane ze sobą w sieci Wyrd. Oznacza to, że działania poszczególnych jednostek będących integralnymi częściami społeczności wpływają bezpośrednio na los nie tylko swój, ale także wszystkich pozostałych, wraz z działaniami innych części tej samej społeczności tworzą swoistą wypadkową.

Pamiętajmy też jednak, że nie tylko wartości „przeplatają się" w ten sposób. W sieci Wyrd mieszają się także hańba, ubytki honoru, wstyd i zła sława!

Stąd właśnie potrzeba wspólnej odpowiedzialności. Odpowiedzialności nie tylko za samego siebie, ale za grupę, za społeczność. Jeżeli każdy z osobna będzie tę odpowiedzialność czuł i realizował, grupa ma szansę zgromadzić tych "pozytywnych wartości" więcej i lepszej jakości. Tym samym wpłynie to pozytywnie na los każdej jednostki. I pożytek będzie z tego mieć, na dobre jej to wyjdzie.

Jest jeszcze argument trzeci. Asatryjska społeczność powinna żyć w stanie Frith. Samo to indoeuropejskie słowo pierwotnie odnosiło się do bycia częścią większej całości. W przytoczonym przeze mnie kontekście oznacza ono specyficzny stan poczucia spokoju, bezpieczeństwa i wspólnego dobrobytu w grupie. To dzięki niemu każdy członek grupy czuje się w niej bezpieczny – nie, jak głoszą współczesne slogany, kochany bezinteresownie, hołubiony i głaskany, ale właśnie bezpieczny i „swój”. A swojemu nie tylko się daje, od swojego się również wymaga. W stanie Frith nie ma miejsca na egotyzm i egocentryzm. Stan ten wpływa jednak w znaczący sposób na dochodzenie do wzajemnego porozumienia, przestrzeganie zasad społecznych, efektywność pracy dla osiągnięcia wspólnych celów oraz budowanie zaufania.

Kiedyś gdym młody był, jechałem samotny
I zabłądziłem w drodze;
Poczułem się bogaty, gdym spotkał drugiego:
Człowiek jest człowiekowi szczęściem.

[…]

Sosna na skale schnie i umiera,
Igliwie nie chroni ni kora;
Tak jest z człowiekiem, którego nikt nie kocha,
Po co ma żyć długo?


Może więc warto zastanowić się czy nasze indywidualne uczucia, potrzeby i cele są rzeczywiście najważniejsze, jak wpaja nam współczesna zachodnia kultura i jak twierdzi większość religii dominujących skupionych na „zbawieniu” czy „rozwoju” jednostki? 












-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Wszystkie cytaty pochodzą z: Havamal [w:] Edda poetycka, tłum. Apolonia Załuska-Strömberg, Wrocław 1986

Brak komentarzy

Prześlij komentarz