1 lutego 2014

Disy, Idisy, Walkirie i Matrony – czyli dlaczego świętujemy Disablot


Gdy rozmawiamy o wierzeniach dawnych Germanów, podświadomie widzimy Wikingów i ich drakkary wyładowane łupami z połowy Europy, widzimy Gotów maszerujących przez te Europę, widzimy Sasów podbijających Anglię, widzimy Normanów u brzegów północnej Francji. Widzimy Odyna potrząsającego włócznią, Thora z młotem i Tyra z mieczem. Oraz setki, tysiące zbrojnych mężczyzn z włóczniami, mieczami i toporami w rękach, którzy przez wieki w czasie niezliczonych bitew wykrzykiwali imiona groźnych Północnych Bogów. Tak właśnie kojarzy się wielu osobom z zewnątrz politeizm germański i tak widzą też współczesne Asatru. Jako religię wojowników. 
Ale wszystkie te osoby (łącznie z brodatymi młodzieńcami pokrzykujących radośnie „Hail Odhinn” na metalowych koncertach) zapominają o jednej podstawowej rzeczy.



Bez matek i żon, bez opiekunek i wychowawczyń, bez dzielnych, wymagających i pracowitych kobiet nie byłoby i wojowników. Bez tych towarzyszek życia i śmierci nie byłoby zwycięstw. Od narodzin po Walhallę, towarzyszą mężczyznom zawsze i wszędzie. Są tymi które dają życie, ale mogą je tez i bezwzględnie odbierać. Nie tylko jednostkom, ale rodzinom i całym plemionom.
Wiedzieli o tym doskonale nasi przodkowie, dlatego nie tylko wojowniczy bogowie ale i boginie opiekujące się innymi aspektami naszego życia były i są nadal traktowane z należnym szacunkiem i czcią.

Mamy wiele świąt w ciągu roku, wielu bogom składamy ofiary, wielu bóstwom dziękujemy za opiekę i pomyślność. W tym i boginiom i przodkom. Również tym kobiecym. Matkom plemienia, matkom rodu – naszym kobiecym antenatom. Bo bez nich nie byłoby i nas.

Dwoma ich najważniejszymi świętami są Julowa Noc Matek i właśnie nadchodzący Disthing zwany również Disablotem. Pierwsze święto jest bardziej prywatne, skierowane na rodzinę i rod, tak jak bardziej rodzinnym, a w zasadzie najbardziej rodzinnym świętem roku jest Jule, drugie zaś, Disablot jest świętem ogólnoplemiennym, gdzie wszyscy dziękujemy za przetrwanie zimy i oczekujemy bliskiego przyjścia wiosny. Kiedyś, w dawnych czasach, mniej więcej na początku lutego odbywał się pierwszy po zimowej przerwie Thing – zwany właśnie Disthingiem.
Kilka skandynawskich sag wspomina o tym święcie, a w Sadze o Ynglingach spotykamy również określenie Disarsalr – Sala Dis, odnoszące się prawdopodobnie do ich świątyni.

Według średniowiecznych przekazów datę święta ustalano według kalendarza księżycowego
 (När trettondags nyt i fylle gå, då disating i Uppsala star – Gdy po dniach trzynastu, nocą nowy księżyc pełnią wzbiera, wtedy Disathing w Uppsali się zbiera).
Czyli odbywało się ono lub raczej zaczynało w następna pełnię po pierwszym pojulowym nowiu.

W tym czasie, zwanym również „chłopskim nowym rokiem”, kończyło się zimowe przędzenie wełny, a służba najemna kończyła kontrakty i zawierała nowe na następny rok. Budzono drzewa i ziemię, smagając je brzozowymi witkami i przypominając im w ten sposób o zbliżającej się wiośnie. Odbywały się plemienne spotkania, w późniejszych czasach targi i jarmarki połączone ze świętowaniem i zabawa. Współczesny karnawał jest właśnie przeżytkiem pogańskich zwyczajów „przepędzania” zimy. Niektórzy wywodzą jego nazwę od łacińskiego „carrus navalis” (wóz-statek, pojazd w kształcie łodzi) co mogłoby wskazywać na reminiscencje dawnych świętych procesji obchodzących pola dla zapewnienia ich żyzności i urodzaju. Brzmi znajomo? Owszem – wspomnijmy zimowo/wiosenny przejazd Freya po polach we Flateyjarbók, czy sięgając jeszcze dalej zwyczaje związane z Nerthus opisywane przez Tacyta.

Współczesny Disting w Uppsali choć sięgający swymi korzeniami pogańskiej tradycji, jednak przez wieki „schrystianizowany”, odbywa się teraz po prostu w pierwszy wtorek lutego.

Dlatego też przyjęło się w większości asatryjskich społeczności świętowanie Disablotu właśnie w tym czasie. I mimo że tradycyjnie łączymy pojęcia Disthingu i Disablotu w jedno, używając obydwu nazw zamiennie w stosunku do tego przedwiosennego święta, należy mieć na uwadze, że również podczas Vetrablotu – Święta Przodków zwanego tez Zimowymi Nocami (Vetranotr) ofiary składano także i Disom (Disablot). Wspominają o tym zarówno Saga o Egilu, Saga Viga-Gluma jak i kilka innych. Pamiętajmy również o tym ze rozpoczynająca Jule Noc Matek, o której pisał w VII wieku Beda Czcigodny w dziele „De temporum ratione” – Modraniht id es matrum noctem (Modraniht jest nocą matek) była również poświęconą Matkom Plemienia czyli nie tylko realnym kobiecym przodkom ale i duchowym opiekunkom społeczności, rodu i pojedynczych ludzi – Disom.

Jak widzimy z powyższego, już sama liczba świąt z nimi związanych wskazuje na ich szczególną role w życiu ludzi.


Kim więc są Disy, które tak często blotujemy? Najkrótszą i najprostszą odpowiedzią jest – są to kobiece duchy przodków, opiekujące się poszczególnymi plemionami, rodzinami i ludźmi.
Matki Plemion, Matki Rodów, istoty nadprzyrodzone o statusie pośrednim między duchami a boginiami, otaczane szacunkiem i czcią za pomoc i ochronę. I to dokładnie również oznacza ich nazwa, poczynając od starogermańskich Itis i starosaksońskich Idisi, poprzez zromanizowane Matronae aż do staroangielskich Ides i skandynawskich Dis – szanowane, godne szacunku i czci kobiety.

Staje się wtedy zrozumiale dlaczego Freya zwana jest Vanadis – Disą Vanów, i dlaczego Odins Meyar, Dziewczęta Odyna czyli Walkirie były przez skaldów również do nich zaliczane.
Bywało, że i fylgie przybierające kobieca postać nazywano tym zaszczytnym imieniem, tak samo jak i Norny pojawiające się przy narodzinach.

W późniejszych, już chrześcijańskich czasach, nazwa Dis zaczęła oznaczać po prostu kobietę wysokiego rodu, szlachetnie urodzoną.

Te najbliższe nam zwykłym ludziom nadprzyrodzone postaci według historyków i religioznawców wywodzą się z najstarszych wierzeń przeszłości i łącza się z jedna z pierwszych form religijnej duchowości – kultem przodków.

Disy pod różnymi imionami występują na przestrzeni tysiącleci na całym obszarze kultury germańskiej. I tak wśród Germanów kontynentalnych znane jako idisi, pojawiają się w I zaklęciu meresburskim, uwalniając swoich podopiecznych z więzów i pomagają w ucieczce z wrogiej niewoli. W staroangielskim Beowulfie matka Grendela nazwana jest ides aglaecwif (disa wojowniczka), zaś w mitologii skandynawskiej mamy np. Panią Nart Skadi – Ondurdis, i wiele innych podobnych odnośników we wszystkich prawie mitach i sagach.

W okresie rzymskim budowane są im ołtarze i stele wotywne. Tu występują one pod wspólną nazwa Matronae (Matki Rodziny) Deae Matres (Boginie- Matki) czy tez po prostu Matrae (Matki).
Inskrypcje na ołtarzach i lokalne nazwy dodawane do ogólnej „tytulatury” wskazują na to, że Disy chroniły ówczesnych ludzi i obdarzały ich pomyślnością i dobrobytem. Zachowane reliefy przedstawiają z reguły trzy siedzące kobiety w różnym wieku, trzymające w rękach kosze pełne owoców, snopy zboża lub dzieci. Na innych z kolei widzimy sceny ofiarne z kadzidłem i różnymi zwierzętami (np. dzikami, końmi). Mimo że podpisy są łacińskie, występujące w nich określenia Matron są pochodzenia germańskiego. Nazywane są one Alagabiae (obdarzające wszystkim), Audrinehae (udzielające boskiego wsparcia/pomocy), Aufaniae (hojne/szczodre przodkinie) Friagabis (łaskawie wspomagające) Tummaestiae (pomocnie chroniące)



Kult Dis jako nadnaturalnych istot związanych najbliżej z ludźmi był nie tylko, jak widzimy z powyższego rozległy terytorialnie ale i… czasowo. Najlepszym tego przykładem są znajdujące się w północno-zachodnim regionie Islandii tzw. Landdisasteinar – kamienie Dis, łączone z kultem przodków i przy których i dzisiaj nie wolno bawić się dzieciom, ani kosić trawy, oraz znajdujące się w środkowych Niemczech ołtarze Dis/Matron, które mimo upływu czasu i zniszczeń, nieprzerwanie od wielu pokoleń są ozdabiane i pokrywane drobnymi darami i ofiarami. I to nie tylko przez współczesnych Asatryjczyków.

Świętując Disablot pamiętajmy zatem o tym, że być może są w Europie miejsca, gdzie nasze wierzenia przetrwały tysiące lat, a kult tak bliskich nam przodków, choć w zmienionej formie, trwa do dzisiaj. W tych samych miejscach gdzie już nasi przodkowie przed wiekami dziękowali Disom za opiekę i błogosławieństwo...














Brak komentarzy

Prześlij komentarz