23 stycznia 2015

Rodzicielstwo po asatryjsku

Chociaż Asatru jest w Polsce jeszcze młode, w niektórych naszych rodzinach rośnie już drugie pokolenie. Są wśród niego zarówno niemowlęta, które dopiero niedawno przyszły na świat, dzieci kilkuletnie, jak i nastolatki, a niektórzy zdążyli nawet dorobić się dorosłego już potomstwa.
Niedawno Ewa Paczkowska na blogu "Pod kopytem Sleipnira"  przedstawiła przykładowe sylwetki kilku asatryjczyków. Wywiady przeprowadzone przez Ewę pokazały, jak pięknie potrafimy się różnić - jesteśmy ludźmi w różnym wieku, mieszkającymi w różnych częściach kraju, wykonującymi rozmaite zawody, mamy różne zainteresowania, a także nasze podejścia do religijności nie są wcale jednolite.

Dzisiaj chciałabym zaprezentować, na przykładach kilku znajomych asatryjskich rodziców, jakie są podobieństwa i różnice w naszym podejściu do religijnego aspektu w wychowywaniu dzieci. Zadałam wszystkim tym osobom serię krótkich, prostych pytań. W niektórych kwestiach zgadzamy się ze sobą, w innych zdania są podzielone. Przeprowadzone wywiady upewniły mnie jednak w tym, że podejście do rodzicielstwa stanowi ważny aspekt systemu wartości wielu z nas i warto także na ten temat dyskutować, wymieniać poglądy i uczyć się od siebie nawzajem.





Jako że zawsze należy zaczynać od siebie, i ja tak zrobię (odpowiem na własne pytania), gdyż mam szczęście znajdować się w gronie szczęśliwych rodziców. Mam na imię Paulina, w środowisku asatryjskim znana jako Thordis, jestem 32-letnią polonistką z Gdyni i od ośmiu lat wychowuję swojego syna, Wiktora, jako jego jedyny opiekun.

Czy starasz się przekazywać dziecku swoje poglądy religijne/wartości/tradycję/obyczaje? Jeśli tak, to w jaki sposób, jeśli nie, to dlaczego?

Oczywiście, jak każdy rodzic w zdrowej, szczęśliwej rodzinie. Wiadomo, że rodzice chcą dla swoich dzieci jak najlepiej, wychowują je w wartościach i tradycjach, które sami uważają za słuszne. W moim sposobie na wychowanie nie ma jednak wiele twardej dydaktyki i "wpierania" dziecku czegokolwiek. Mój syn uczy się, obserwując - mnie, moich przyjaciół i znajomych. Tak po prostu. I, przynajmniej na obecnym etapie, ten system się sprawdza - jego "dziecięca religijność" i - przede wszystkim - jego sposób myślenia o świecie są całkowicie naturalne, nie wyuczone czy wpojone, ale po prostu "normalne". Dziecko bierze udział w większości aspektów życia rodziny (naszej dwuosobowej), obserwuje zarówno na co dzień, jak i od święta codzienną obyczajowość, która jest w domu cały czas obecna i w sposób naturalny w niej uczestniczy - według mnie, z czasem coraz bardziej świadomie. Wiele rozmawiam z synem - ale tematy religijne czy pokrewne podejmuję wówczas, gdy sam o nie pyta, chce się czegoś dowiedzieć, lepiej zrozumieć. A pyta często i o wszystko - jak każde dziecko w tym wieku. A ja po prostu odpowiadam - tak, jak sama uważam za słuszne i jak sama uznaję. Tu nie ma żadnej "nauki religii", jest naturalne codzienne życie rodziny i rozmowy między dwiema bliskimi, inteligentnymi osobami (starszym i bardziej doświadczonym rodzicem oraz ciekawym świata młodym człowiekiem).

Czy zamierzasz pozostawić swojemu dziecku wolny wybór w przyszłości?

Jak najbardziej! To przecież jego życie! Jestem zwolennikiem wychowania jako procesu przygotowania do samodzielności. Jestem więc w pełni świadoma tego, że mój syn kiedyś dorośnie i będzie sam za siebie odpowiadał i podejmował własne decyzje, a ja nie będę miała prawa w nie ingerować. Nie wychowuje się dzieci dla siebie, by spełniały nasze oczekiwania. Mój syn w przyszłości może być kim chce i jaki chce, pod każdym względem. A ja mam tylko nadzieję, że uda mi się wychować go na porządnego, uczciwego, honorowego i... szczęśliwego człowieka. To, jakich bogów będzie czcił kiedyś, jako dorosła osoba i z jakimi się przyjaźnił, to jego wybór. Jeżeli kiedyś postanowi szukać własnej drogi na własną rękę - nie będę mu przeszkadzać, w miarę możliwości nawet pomogę (skontaktuję z kompetentnymi osobami, podetknę wartościowe, rzetelne książki w interesującej go tematyce). Jeżeli uzna, że jego droga życiowa i spojrzenie na świat są jednak inne niż moje - zaakceptuję to. 

Na przekazaniu czego dziecku najbardziej Ci zależy (np. wartości etycznych, obyczajów rodzinnych, tradycji, poglądów, religijności itp.)?

Najbardziej zależy mi na tym, by mój syn na resztę swojego życia, niezależnie od tego, jak się ono potoczy i jakie będą jego własne wybory, zapamiętał, że warto być człowiekiem honorowym, uczciwym i odpowiedzialnym. Jeżeli będzie szczęśliwy z wyniesionymi z rodzinnego domu wartościami i sposobem widzenia świata - bardzo mnie to ucieszy. Jeśli będzie chciał kultywować nasze rodzinne tradycje i obyczaje - tym bardziej. Wielopokoleniowa rodzina połączona wspólną tradycją, spotykająca się wokół świątecznego stołu, razem składająca ofiary, pamiętająca o przodkach i o potomkach, o żywych i zmarłych, którą opiekuje się silna kynsfylgia - to moje marzenie, coś, do czego staram się dążyć. Ale nie na siłę. Wszystko, co robione na siłę, przynosi więcej szkody niż pożytku. 

Czy uważasz, że dzieci powinny lub mogą uczestniczyć w obrzędach religijnych? Dlaczego tak lub dlaczego nie?

Tak, nie widzę ku temu żadnych przeszkód. Moje dziecko uczestniczy w rodzinnych blotach (we dwoje lub czasami w gronie bliższych znajomych). Miało również trochę okazji, by obserwować rytuał symbel oraz uczestniczyć w nim (mniej lub bardziej czynnie, z osobnym rogiem z napojem bezalkoholowym). Mój syn uczestniczył też już w większych (lokalnych i ogólnopolskich) świętach - uważam za ważne, by dziecko miało kontakt i mogło obserwować innych asatryjczyków poza własnymi rodziacami, a także poznało inne dzieci z asatryjskich rodzin (dzięki temu nie czuje się inne!).

W ciągu ostatnich dwóch lat zdarzało się także, że syn sam czuł potrzebę złożenia ofiary i z własnej inicjatywy prosił mnie o odprawienie blotu. Szanuję taką potrzebę u dziecka i spełniam takie prośby - to przecież też czująca i myśląca osoba i widocznie rzeczywiście jest mu to potrzebne. Nie potępiam też u kilkulatka rodzaju ofiary, którą sam przygotował - nawet jeżeli jest to (przykłady z życia wzięte) sok tymbark (bo najpyszniejszy), ciasteczka, kromka chleba, własnoręcznie zrobiony naszyjnik z koralików, znalezione na plaży muszelki i kamyki czy... zabawkowa korona księżniczki dla Freyi. Przy jego percepcji nie daje przecież bubla, dla niego to SĄ realnie cenne i wartościowe prezenty. Im będzie starszy, tym bardziej będę go uczyć, co "bardziej wypada". Chociaż... może wcale nie będzie takiej potrzeby - już zauważam, że z biegiem czasu cukierek od pięciolatka ewoluuje w coraz ładniejsze rysunki, dary natury i własnoręcznie robione różnego rodzaju"dziełka" od ośmiolatka.
Mój syn ma jednak prawo nieuczestniczyć w obrzędach, jeżeli z jakiś powodów nie chce. Nie aprobuję zmuszania do tego dzieci, tak samo jak nie uważam za stosowne ciągnąć dziecka na siłę na imieniny ciotki, której nie lubi, albo gdy zwyczajnie "ma focha" i tylko zepsułoby uroczystość swoją skwaszoną miną. 


Czy zapisałabyś nieletnie dziecko do związku wyznaniowego, czy też uważasz, że powinien to być jego wybór, gdy osiągnie pełnoletniość (lub jakiś konkretny próg wiekowy - jaki?)?

Tak, zapisałabym, ale pod warunkiem, że dziecko samo nie ma nic przeciwko temu. W przypadku mojego syna i dziecka starszego, nastolatka - decyzja zapadłaby po rozmowie z samym dzieckiem i ja podpisałabym zgodę tylko na jego wniosek. W przypadku dziecka młodszego, które nie jest w stanie jeszcze wyrazić własnej opinii - zapisałabym, ale z założeniem, że dziecko, gdy będzie chciało (niezależnie od wieku), w każdej chwili może ze związku wystąpić i ja mu na to także podpiszę zgodę.

Uważam jednak, że jest to kwestia nie tyle poglądów rodzica, ale konkretnego przypadku. Dziecko to człowiek i jak każdy człowiek jest osobą indywidualną, ma także indywidualny los i indywidualne relacje. W przypadku każdego dziecka - czy szerzej, każdej rodziny - należy, moim zdaniem, rozpatrywać tę kwestię indywidualnie. Jest to zależne od osobowości, dojrzałości, świadomości i poglądów samego dziecka, ale przede wszystkim od relacji panujących w rodzinie - a za tę odpowiedzialni są rodzice. Nikt nie powinien odgórnie narzucać rodzicom (jeżeli w rodzinie nie ma żadnej patologii), jak mają wychowywać własne dzieci i jaki układać relacje z nimi, a co za tym idzie, jakie decyzje w ich sprawie podejmować do osiągnięcia pełnoletniości.


***

Artur, znany też jako Þorbiørn - czterdziestoparoletni urzędnik z Łodzi - jest zwolennikiem "nienachalnej dydaktyki". Starsza z latorośli Artura - Aneta - jest już usamodzielnioną 25-letnią kobietą, młodszą - 15-letnią Justynę - wychowuje on razem z wieloletnią partnerką, a obecnie już żoną.

Oboje w formalnym sensie jesteśmy poganami (Nie, nie obraża mnie to słowo. Lubię wieś. ) z ideologiczna nadbudową buddyjską. Żona bardziej skłania się ku rodzimowierstwu słowiańskiemu, ja ku Asatru. Niemniej staramy się w wypracować konsensus. Jako Godi kultu domowego, na moje "astryjskie bloty" siłą rzeczy zapraszam też Bogów słowiańskiej weli. - opowiada Þorbiørn.
1. Czy starasz się przekazywać dzieciom swoje poglądy religijne/wartości/tradycję/obyczaje?
Jestem zwolennikiem "nienachalnej dydaktyki". Moje dzieci mają się uczyć przez obserwację. Jeśli nie przyswoiły mojego systemu wartości, to widocznie jestem słabym "przykładem". Ale pokładam nadzieję w Bogach i w czasie.


 Czy pozostawiasz swoim dzieciom wolny wybór w przyszłości?

Oczywiście! Co powiedzieliby o mnie Bogowie, gdybym zmuszał moje dzieci do przyjaźni z Nimi?!

Na przekazaniu czego dzieciom najbardziej Ci zależy?

Ponad wszystkie cnoty, staram się wpoić dzieciom cnotę wierności. Wierności sobie, wierności wyznawanym zasadom, wierności rodowi/rodzinie, wierności danemu słowu i - last but not least - wierności narodowi i polskiej ziemi.

Czy uważasz, że dzieci powinny lub mogą uczestniczyć w obrzędach religijnych? Dlaczego tak lub dlaczego nie?

Tak. Oczywiście, że tak. Dlaczego? To wręcz oczywiste. Czy na imieniny/urodziny ciotki, babki czy stryja udajemy się bez dzieci?! Bogowie to nasza rodzina. Pozostawiając dzieci poza sferą kultu, wyłączamy je i z kręgu ich boskich krewnych. To po pierwsze. Po drugie, jeżeli zależy nam na zinterioryzowaniu religii w umysłach naszych dzieci. Jeśli zależy nam na odbudowaniu religijnej tradycji, to jedyna droga wiedzie poprzez, jak to nazwałem na swój osobisty użytek, drogę mimikry. Naśladując zachowania dorosłych, dzieci "wrastają" w kult. Moim zdaniem innej drogi nie ma.

Czy zapisałbyś nieletnie dziecko do związku wyznaniowego, czy też uważasz, że powinien to być jego wybór, gdy osiągnie pełnoletniość (lub jakiś konkretny próg wiekowy - jaki?)?

Moje zdanie w tej kwestii jest pochodną moich poglądów w materii konieczności funkcjonowania "Kościoła asatryjskiego". Nie widzę potrzeby jego istnienia dopóty, dopóki konstytucja RP gwarantuje swobodę wyznania. Wszelkie związki wyznaniowe religii naturalnych (jakkolwiek pożyteczne) są dla mnie "akulturowe" i powstały, bądź powstają, w wyniku chęci wpasowania się w judeochrześcijański schemat kulturowy. Rozumiem potrzeby religijne mych współbraci-asatryjczyków w tym zakresie i poprę taki projekt (choć, jak podkreślam, uważam to za zbyt duży ukłon w kierunku religii mainstreamowych).

 Konsekwencją tego przydługiego być może wstępu, jest pełna wolność deklaracji moich dzieci. Jeśli ich wolą jest wstąpić do związku wyznaniowego, ja powagą władzy rodzicielskiej będę to popierał. Tym samym uważam, że małoletni mają prawo być członkami związku wyznaniowego. Co innego jednak prawo, a co innego przymus. Odmawiam więc rodzicom prawa do wymuszania takiej decyzji na swoim potomstwie. W takim przypadku rodzice maja prawo uczynić wszystko, by swą religię wpoić dziecku, nie mogą go jednak zmusić do wstąpienia do związku wyznaniowego. Tu wg. mnie wymagane by było "zgodne oświadczenie woli rodziców, dziecka (a chciałoby się też rzec - i Bogów).


***

Grzesiek „Gothard”, 41-letni grafik z Warszawy, wychowuje 11-letniego Aleksandra razem z żoną, katoliczką.

Czy starasz się przekazywać Olkowi swoje poglądy religijne/wartości/tradycję/obyczaje?
Zdecydowanie tak. Mam to szczęście, że Olek jest bardzo ciekawy świata i bardzo dużo pyta. Samodzielnie garnie się do poznawania religii, do brania udziału w blotach. Czasem sam je inicjuje. Dodatkowo sam potrafi wyciągać wnioski z własnych obserwacji. Dlatego przekazywanie mu tradycji i wartości jest dość łatwe. Wystarczy zaangażować go w rytuały religijne, a na co dzień rzetelnie odpowiadać na pytania, które zadaje.


Czy pozostawiasz swojemu dziecku wolny wybór w przyszłości? 

Olo, mimo swojego młodego wieku, już niektóre decyzje podejmuje samodzielnie. Oczywiście zgodnie z jego wiedzą i możliwościami. Bez popadania w przesadę i podejmowania ryzyka. Niemniej jednak najważniejsze jest to, żeby znał konsekwencje swoich decyzji i działań i był ich świadomy. Zarówno tych, które może przewidzieć, jak i tych, których przewidzieć nie może. Osobiście, przekazując mu wartości, którym ja hołduję, staram się kierunkować jego duchowy rozwój w kierunku Asatru. Niemniej ostateczna decyzja będzie należała tylko do niego.

Na przekazaniu czego Twojemu synowi najbardziej Ci zależy?

Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie. Na wszystkim po trochu mi zależy i nie mogę sklasyfikować na czym bardziej, a na czym mniej. Odpowiem zatem dyplomatycznie: chciałbym, żeby Olo powielał dobre wzorce :)

Czy uważasz, że dzieci powinny lub mogą uczestniczyć w obrzędach religijnych? Dlaczego tak lub dlaczego nie?

Zdecydowanie i absolutnie TAK. 

Powód pierwszy - chyba najbardziej oczywisty - to taki, że Asatru jest religią „doświadczalną”. U nas nie jest jeszcze tak jak w innych kościołach, które wcielają wiernych w swoje szeregi automatycznie, zgodnie z wiarą, którą deklarują rodzice. U nas jest inaczej, ponieważ jesteśmy pierwszym pokoleniem asatryjczyków, więc nasze rytuały, odprawiane tak bardzo różnorodnie, nie dla wszystkich są oczywiste. Często nawet dla nas samych. W Asatru przecież nie wystarczy sama wiedza i oczytanie. Nie wystarczy znajomość Eddy czy sag. Tego można się nauczyć jak każdej historii. Tu chodzi o to, co czujesz, w co/kogo wierzysz i jak praktykujesz. Ale jeśli nie doświadczysz, nie poczujesz, i „nie czynisz” (cyt. z Hinni), to nigdy się nie dowiesz. Na tym to polega. I to jest główny powód, dla którego nie powinniśmy zabraniać naszym dzieciom udziału w rytuałach.


Powód drugi to tradycja. Tradycja, to coś, co wykonywane, po latach wchodzi do kanonu zachowań, działań rodziny. Po latach nikt nie pyta kto to zapoczątkował i dlaczego, jest tak jak jest. Staje się to tradycją kultywowaną przez daną rodzinę, czy też mniejszą bądź większa grupę ludzi. Nasze tradycje dopiero się pojawiają, kształtują i budują, a tradycje to przecież nikt inny jak my i nasze rodziny. To coś, co cyklicznie robimy w naszej rodzinie, w naszej społeczności, coś, co cyklicznie robimy z naszymi dzieciakami. Coś, co nasze dzieciaki potem same w swoich rodzinach będą kultywowały. Jeśli dzieciak nasiąka jakimiś czynnościami, czymś powtarzalnym, tym co robią dorośli, stanie się to dla niego tradycją. Mycie zębów to przecież też taka poranna „tradycja”. Tradycja, to wbrew pozorom nie jest tylko małpie naśladownictwo. Dorośli nie pytają czemu coś w danej grupie czy społeczeństwie jest tradycją, natomiast dzieci pytają, czemu co roku robimy to czy tamto. I trzeba umieć to wytłumaczyć. Tradycja zatem ma również wartość edukacyjną.


Powód trzeci to społeczność. Asatru to religia społeczna, a członkiem danej społeczności jest się od urodzenia albo z wyboru. My jesteśmy pokoleniem, które wybrało świadomie, ponieważ nie mogliśmy z różnych względów urodzić się w rodzinach asatryjskich. Ale nasze dzieci mają już trochę inaczej. Część z nich jest na tyle małych, że my jako rodzice możemy ukształtować ich światopogląd i religijność na takim poziomie, jaki byśmy chcieli, a druga cześć po prostu się urodziła lub urodzi w rodzinach asatryjskich. I te dzieciaki w ogóle mają mega luksus :)


Najlepsza droga do zbudowania silnej społeczności to wychowywanie dziecka w jej duchu. Dziecko asatryjczyków zatem z definicji powinno być członkiem społeczności, do której należą rodzice (rodzic) czy opiekunowie, którzy to dziecko wychowują. Oczywiście można się doszukiwać w tym, co napisałem powyżej, naleciałości z innej religii, przecież tak funkcjonuje Kościół katolicki. Ale czy warto? To nie jest tylko spuścizna po KK. W ten sposób przecież funkcjonują wszystkie religie pierwotne na całym świecie. To taka społeczna spuścizna. I nie, to nie jest podejmowanie decyzji za nas, czy też za dziecko i to nie jest zabieranie wolnego wyboru. To decyzja o rozwoju duchowym dziecka. Później, dziecko w wieku lat X może się przecież dobrowolnie określić. Natomiast do tego momentu za każdy aspekt edukacji, w tym też religijnej, odpowiadają rodzice.


W przypadku starszych dzieci, powinny mieć one możliwość wyboru, ale nie dokonają żadnego wyboru, jeśli tematu nie poznają. Zatem jeśli zabronimy im brania udziału w rytuałach, to w zasadzie tak, jakbyśmy na własne życzenie, w myśl „wolnego wyboru” w przyszłości, wykreślali je już teraz ze społeczności. A działa to tak dlatego, że dzieci pojmują religię nie inaczej, jak przez doświadczenie. Czyli dokładnie tak, jak my.


Podsumowując. Z powyższych trzech powodów, a pewnie jest ich jeszcze więcej, nie powinniśmy zabraniać naszym dzieciom brać udziału w rytuałach. To nasza tradycja, którą kultywujemy, to jeden z wielu elementów, który chcemy przekazać naszym dzieciom. Oczywiście nie oznacza to, że dziecko dostanie do ręki róg miodu czy też będzie prowadziło rytuał, bo niektóre rzeczy to dopiero w pewnym wieku, ale Asatru bez rytuałów przypomina trochę rozmawianie ze ślepym o kolorach.


Czy zapisałbyś nieletnie dziecko do związku wyznaniowego, czy też uważasz, że powinien to być jego wybór, gdy osiągnie pełnoletniość (lub jakiś konkretny próg wiekowy - jaki?)?

Tutaj jest taka dość delikatna materia, ale w gruncie rzeczy w poprzednim pytaniu już zawarłem część odpowiedzi. Rozgraniczyłbym na pewno dzieci rodziców-asatryjczyków od dzieci rodziców-nieasatryjczyków. W tym pierwszym przypadku dziecko powinno być niejako „zapisane” do kościoła z marszu. W końcu to jakby religijna ciągłość. Rodzice przekazują dziecku wzorce do naśladowania, wyznawane przez siebie wartości i tradycje. Są dla nich autorytetem. Dlatego to jest naturalne. Rodzice wychowują młodego człowieka od urodzenia, a nie od jakiegoś wieku, więc nie widzę powodu do sztucznego zakładania jakichś progów albo - tak jak napisałem wyżej - zabraniania dzieciom brania w udziału w rytuałach. Dziecko asatryjczyków niejako z automatu powinno być wcielone do społeczności, w końcu też ją tworzy. Natomiast jeśli dziecko w wieku lat 16 stwierdzi, że wierzy w innych Bogów i chciałby zapisać się do innego kościoła, to wtedy będzie to jego wybór i będzie mógł podążyć swoją drogą.

Natomiast co do dzieciaków z rodzin nieastatryjskich… Tutaj powinno pojawić się rozgraniczenie wiekowe. Każdy obywatel RP ma konstytucyjne prawo wyznawać taką wiarę, jaką chce. Jeśli obywatel RP mający lat 16 odpowiada już karnie za swoje czyny, to znaczy, że jego świadomość jest na tyle duża, że wie, co robi. Zatem jestem jak najbardziej na tak. Natomiast co do młodszych dzieciaków z rodzin nieasatryjskich, to mam jednak wątpliwości.

Podsumowując. Jeśli ja się zapiszę do związku wyznaniowego, nie widzę żadnego problemu, żeby Olo też się do niego zapisał i stosowną zgodę ode mnie otrzyma. Natomiast jeśli ja się nie zapiszę, to Olo taką zgodę dostanie wtedy, gdy skończy 16 lat. Tak to widzę.


***

Obecnie jednym z najmłodszych "asatryjczyków z urodzenia" w Polsce jest Jagoda, 10-miesięczna córka Leśnej, 33-latki z Wrocławia. Leśna wychowuje córeczkę wspólnie z partnerem, ateistą.

Mała nasiąka wartościami ważnymi dla mnie niejako automatycznie - obserwując, jak żyję na co dzień, jak zachowuję się w różnych sytuacjach, a także uczestnicząc (gdy tylko jest taka możliwość) w wydarzeniach religijnych razem ze mną. Mam nadzieję, że pogańskim życiem przesiąknie na wczesnym etapie tak dalece, że w przyszłości także pójdzie tą drogą, ale w żaden sposób nie kładę i nie zamierzam kłaść na to nacisku, gdyż zgodnie z tym, w co wierzę, każdy los jest kształtowany niezależnie. Zwłaszcza od chęci rodziców Zatem daję z siebie to, co uważam za najlepsze i nie żądam niczego w zamian - mówi mama Jagódki.

Na przekazaniu czego dziecku najbardziej Ci zależy?

Najbardziej zależy mi na przekazaniu córce wartości etycznych związanych z moją religią, szczególnie w zakresie dbania o własny wzrost, zdrowe poczucie własnej wartości, dbanie o swoje dobre imię (honor) i pielęgnowanie więzi z rodziną/klanem.

Czy uważasz, że dzieci powinny lub mogą uczestniczyć w obrzędach religijnych?

Jak dotąd młoda uczestniczy ze mną w obrzędach religijnych i jest to dla mnie czymś tak naturalnym, jak oddychanie - nigdy nie zadałam sobie pytania, czy powinna. Na pewno sytuacja ulegnie zmianie, gdy córka będzie sama wyrażać swoje życzenia, ale jak dalece - na tym etapie trudno mi określić.

***

Paweł - asatryjczyk z Polski obecnie zamieszkały w Anglii, prywatny przedsiębiorca - wychowuje wraz z małżonką, "niepraktykującą katoliczką", troje dzieci: 10-letnią Wiktorię, 6-letniego Jasia oraz 6-miesięcznego Bartosza. Jest zwolennikiem pozostawiania dzieciom jak największej wolności wyboru.

Staram się, pomimo różnych czasami poglądów, wraz z małżonką wychowywać nasze dzieci na ludzi normalnych, tzn. w kraju, w którym nikt im nie mówi, co jest dla nich dobre, a co złe. Gdzie dzieci mają swój własny wybór co do religii. Np. najstarszej córce podrzucam książki o wikingach, ich zwyczajach itp. Na wiosnę dzieci wybierają się na wycieczkę szkolną do Yorvik Viking Centre. Moje dzieci uczęszczają w szkole na lekcje religii, z tym że tam nie wbijają tam im do głów, że bóg chrześcijan jest jednym jedynym, jak to ma miejsce w Polsce - mówi.

Ja osobiście czasem ich poprawiam, jeżeli robią coś nie tak, ale staram się tłumaczyć bardziej niż naciskać. Wolę, żeby sami wybrali, na co mają jeszcze czas. Staram się im również przekazać, że żadna religia nie jest zła, że jedynie są osoby, które źle coś mogą tłumaczyć, naciskając
- dodaje Paweł. - Uważam, że religia nie jest najważniejsza, ale człowiek, obyczaje rodzinne, poglądy, to jest ważne. Jeżeli człowiek coś da sam z siebie, to spełni się w niej, a wkuwanie regułek na pamięć to bezsens i ciemnota.

Tak, dzieci powinny uczestniczyć w obrzędach, nawet poprzez zabawę. Myślę, że to jest również jakaś forma nauki dla nich. Wolałbym, aby moje dzieci same wybrały swoją religijność, gdy osiągną 16 lat, czyli pełnoletność. [Paweł ma tu na myśli pełnoletność względem prawa angielskiego. - przyp. Thordis]

***

Na tle tych poglądów dość mocno wybija się, nieco odmienne od prezentowany powyżej, podejście 41-letniego Dachsa z Krakowa, specjalisty ds. zarządzania projektami. Dachs jest ojcem 3,5-letniej dziewczynki, którą wychowuje on wraz z żoną, deklarującą się jako "osoba bezwyznaniowa" [Dachs podkreśla by nie mylić tego pojęcia z ateizmem].

Czy starasz się przekazywać dziecku swoje poglądy religijne/wartości/tradycję/obyczaje?

Nie, jest za malutka na poglądy religijne. Nie opowiadam jej o Bogach nawet w formie bajek na dobranoc. Uważam, że byłaby to tresura. Jakkolwiek w przedszkolu dziecko słyszy o różnych "śniętych"... Mała była na blocie, ale nie była włączona w obrzędy. Jak trochę dorośnie, przemyślę swoje podejście.

Czy zamierzasz pozostawić swojemu dziecku wolny wybór w przyszłości?

Sama wybierze, jakkolwiek obawiam się, że będzie miała na to wpływ katolicka indoktrynacja. [Dachs tłumaczy, że córka doświadcza tego w przedszkolu - przyp. Thordis].

Na przekazaniu czego dzieciom najbardziej Ci zależy?

Rozumiem Asatru jako styl życia. Dlatego chciałbym dziecku wpoić określone postawy etyczne przynależne Asatru. Etyka sytuacyjna jest lepsza niż chrześcijańska hipokryzja. Mniejszą wagę przykładam do rytuałów, magię mam gdzieś :-)

Czy uważasz, że dzieci powinny lub mogą uczestniczyć w obrzędach religijnych?

Dzieci mogą brać udział w obrzędach religijnych, ale dorośli muszą mieć świadomość, że nie jest to taki sam rodzaj uczestniczenia jak ich. Jakkolwiek uważam, że trzeba coś takiego robić dla zrównoważenia różnych chrześcijańskich obrzędów przemycanych w przedszkolu i w szkole. Dziecko musi wiedzieć, że jest też coś innego niż "monobóg".


Czy zapisałbyś nieletnie dziecko do związku wyznaniowego, czy też uważasz, że powinien to być jego wybór, gdy osiągnie pełnoletniość (lub jakiś konkretny próg wiekowy - jaki?)?

Zapisałbym moje dziecko do związku, o ile moja żona by się zgodziła. Rozumiem, że to może być uznane za niespójne z poglądem, że dziecko samo wybierze swoją drogę, jednakże w naszym kraju wolność wyboru religii jest skutecznie ograniczana przez różne działania nakierowane na katolicką indoktrynację dzieci. Traktuję formalny udział w związku wyznaniowym jako rodzaj ochrony przed przymusem brania udziału przez dziecko w różnych imprezach katolickich w szkole.

[Ja osobiście nie zgadzam się z twierdzeniem Dachsa, iż istnieje jakiś przymus uczestnictwa dzieci w obrzędach katolickich, jednak najwidoczniej mamy inne doświadczenia. To już jednak materiał na zupełnie inny, odrębny artykuł. - przyp. Thordis]




Jak widać - jesteśmy różnymi ludźmi, więc i różnymi rodzicami. Wszystkich nas łączy jedno - chcemy wychować mądrych, honorowych i szczęśliwych ludzi.

4 komentarze

  1. Świetny pomysł na artykuł i bardzo rozsądne wypowiedzi - dobrze się czytało! Udostępniam dalej! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miś z młotkiem mnie urzekł totalnie. dziękuje za wspomnienie w artykule. Czytało się przyjemnie - nie zdawałam sobie sprawy że tak wiele mamy rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rodziców mamy znacznie więcej, tylko nie każda osoba, którą pytałam, miała akurat czas lub chęć się wypowiedzieć. Poza tym artykuł stałby się koszmarnie długi, gdybym opublikowała wypowiedzi wszystkich rodziców, jakich znam ;) Te osoby to tylko przykładowe postacie :)

    A miś z młotkiem to realny, prawdziwy miś mojego syna :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialne! :) Oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń